w nich śmiech mój , płacz i więcej coś jeszcze,
żal się przeplata z tęsknotą i zadumą ciepłą,
jestem w nich czasem swawolną, łagodną i wściekłą.
Mam w sobie coś z kota, co mruczy i mruży przymilnie,
ociera się namolnie, da głaskać, gdy chce czegoś pilnie
z psa wierności bezwzględnej, gdy o suchym pysku
pójdzie za swym panem, by siąść przy ognisku.
Łagodna jak szczenię, smak życia z naiwną radością kosztuje,
bez wyrzutów zawarczę, gdy kij oprawcy nad głową poczuję,
skoczę do gardła w obronie, gdy zrodzi potrzeba,
powalczę z diabłem, by odsłonić rąbek błękitnego nieba.
Skupiona, jak zwierz, co wsłuchuje się w przyrody granie,
wchłaniam zapachy świata, odpowiem na życia wołanie,
nie czekam, szybko przemierzam przez wszystkie żywioły,
gdzie raj się z piekłem miesza, lecz triumfują anioły
Szukam miejsca na ziemi, wśród ludzi, stadnym obyczajem,
lecz żyć nie mogę bez intymnego, co jest moim rajem,
ucieczką, samotnią, gdzie piję życiodajną energię,
w duchowej posilam się uczcie i natchnienie czerpię.
Odporna na tych, co dostają nie zawsze zasłużone oklaski,
preferuję pastele, łagodne dnia każdego blaski
świeży powiew wiatru i spokój natury
ciszę, ciepło słońca, ścian skalnych glazury.