niedziela, 22 lutego 2015
NIE WOLNO OKŁAMYWAĆ ANIOŁÓW
Z aniołami żyj zawsze w zgodzie,
nie wolno okłamywać aniołów,
czy jesteś na lądzie, czy w wodzie,
bądź uczciwy.
Nie zagrywaj z nimi w pokera,
nie próbuj też grać na zwłokę,
poznają duszę szulera,
bądź uczciwy.
Nie wciągniesz ich w żadne układy,
nie przekupisz na żaden sposób,
aniołom nie dasz rady,
bądź uczciwy.
Więc uważaj, bo są koło ciebie
możesz się im mocno narazić,
anioły są nie tylko w niebie,
bądź uczciwy.
ANIOŁY MAJĄ SKRZYDŁA DWA
Mamo, wiesz, że mój anioł ma skrzydła dwa,
dlatego wysoko lata.
Synku, ma skrzydła , by chronić od zła,
te skrzydła to mama i tata.
Mamo, bardzo zaboli, gdy skrzydło złamie?
czy będzie kiedyś latał?
Synku, już nie poleci, na ziemi zostanie,
bo skrzydła to mama i tata.
Mamo, co zrobi, gdy skrzydła odpadną?
Kto mnie wtedy osłoni?
Synku, anioł otuli istotę bezradną,
wyciągnie ręce w obronie.
Mamo i tato , on skrzydła ma zdrowe
będzie mógł latać wysoko
Synku, zawołam go dobrym słowem
na pewno zostanie z ochotą
piątek, 20 lutego 2015
PRZYSZŁA WIELKA SPRAWIEDLIWOŚĆ
przyszła Wielka Sprawiedliwość propozycję ludziom złożyć.
Pani szlachetnego kroju, ale skromna w swojej mowie,
witam, rzekła, do was właśnie pragnę zwrócić się posłowie.
Wy jesteście na świeczniku, co powinien błyszczeć blaskiem,
lecz co chwilę ktoś niestety wylatuje z wielkim trzaskiem.
Tu nie chodzi przecież o to, by się chłostać mokrą rózgą,
lecz nie róbcie z sejmu cyrku, ani ludziom wody z mózgu.
Gdy się na to patrzy z dołu, to się widzi bardzo wiele,
dużo szumu, dużo krzyku, a efektu tak niewiele.
To i tak jest cud natury, że się wszystko trzyma kupy,
naród desperacko skleja rozbijane wciąż skorupy.
Grunt nierówny, po nim twardo stąpa naród bardzo dzielny,
nie rozmieni jej na drobne, polskiej ziemi zawsze wierny.
Chłop potęgą jest i basta, wie, że bronić ma ją po to,
ziemia-narodowy skarb jest, przynależność,"polskie złoto".
Tu mądrego trzeba Piasta i uczciwej wręcz Rzepichy,
by po łapach dać złodziejom, co ze wspólnej kradną michy.
Lud cierpliwy ponad miarę, lecz już przez was ledwo dyszy,
- by nie spotkał los Popiela i nie zjadły was też myszy.
Do historii sięgnąć trzeba, patriotów tam szukajcie,
naród pracą, uczciwością, wzorem tamtych przekonajcie.
Bo w niechlubnej się inaczej zapiszecie wręcz historii,
przegonimy was w niesławie, nie zaśniecie już spokojnie.
Naród górą, naród siłą, naród to jest sól tej ziemi!
Naród wybrał, decyduje, naród może wszystko...zmienić!
czwartek, 19 lutego 2015
NIE SIEDŻ W KĄCIE
Siedź w kącie, a znajdą cię, szepnęła do siebie miotła-
tak babcia i mama uczyły mnie, więc skromnie warkocz zaplotła.
Cóż pewnie obrosnę kurzem i pajęczyną pokryję
więc się pomalowała różem, korale założyła na szyję.
Ale wciąż w kącie stała, nie miała odwagi wyjść z cienia,
często gorzko płakała, znosiła po cichu cierpienia.
Aż minął jakiś czas długi, o miotle już zapomniano,
zjawił się przedmiot drugi, odkurzacz go nazywano.
W kącie nie chciał siedzieć, wciąż warczał, ryczał i trąbił,
bo każdy musiał wiedzieć, że nikt go nie zastąpi.
W taki sposób trafiony, przy tym bardzo prosty,
stał się niezastąpiony odkurzacz- domorosły!
PIES
W rowie
przy drodze leży pies,
jak wyrzucony śmieć
i nawet już nie marzy,
gdyż jego pan, nieczłowiek-bies,
bo jego pan, ten dobry pan, któremu służył,
uznał, ze pies to prawie rzecz,
na starość już się zużył.
Nieczłowiek -
bies odjeżdża z piskiem,
a psu tak pana brak,
leży rzucony niczym śmieć,
nikt się nie przejmie starym psiskiem,
bo jego pan, ten dobry pan, któremu służył,
obdarł z szacunku, jak zbędny wrak
co go jak przedmiot użył.
Podniósł się słaby,
w nadziei przy szosie,
gdzie auta pędzą z piskiem,
czeka na pana, biesa i kata,
o, ironiczno tragiczny losie!
bo jego pan, ten dobry pan, któremu służył,
nie przejmie się już starym psiskiem,
gdyż całkiem mu się znużył.
Wpadł wkrótce pies
pod koła wprost,
ktoś rzekł, niech się nie męczy,
zostawił w worku w rowie rannego,
a on zobaczył tęczowy most!
bo jego pan, ten dobry pan, któremu służył,
pozwolił mu w cierpieniu przejść
na drugą stronę tęczy.
wtorek, 10 lutego 2015
HYMN SENIORÓW
Hej dziewczyny, hej chłopcy po 60- tce,
niechaj się hymnem stanie ta piosenka,
nie zmartwią nas lata nadchodzące,
gdy jeszcze z zachwytu opada szczęka.
Cóż z tego, że panów rąk drżenie chwyta,
bez laski zaś nogi się gną z omdlenia,
kiedy przechodzi po 60-tce kobita,
co robi tak mocne na nich wrażenie.
W paniach po 60-tce zaś tkwią wspomnienia
o 1-ej miłości z panami, co teraz
po 60-tce są bliskie spełnienia,
kiedy na drodze spotkają się nieraz.
Przez okulary spojrzą w swe oczy,
do deski grobowej nic ich nie rozłączy,
Ciało by chciało, wszak duch ochoczy,
a ręce się plączą, jak gałązki pnączy.
Laska się z laską stuka do wiwatu,
nieważne zaczeski, protezy, peruczki,
gdy miłość swoją ogłoszą dziś światu,
a welon pani poniosą prawnuczki.
Dopóki humor się trzymać nas będzie,
uśmiechać i śmiać się z innymi możemy,
to będzie nam dobrze zawsze i wszędzie
radość z życia wciąż czerpać będziemy.
środa, 4 lutego 2015
JESIEŃ EMERYTÓW
Pośród dojrzałej zieleni miasta,
co barwą swoją dodaje uroku ,
korona ławek zielonych wyrasta,
na których ludzie siadają do zmroku.
Kiedy dzień ciepły jesienią złotą,
gdy złote liście spływają do nóg,
tu emeryci siadają z ochotą,
czerwienią silną pali się głóg.
Do słońca wznoszą zmęczone twarze
dłonie kładą na swych kolanach,
parkowe drzewa pilnują, jak straże,
płynie w powietrzu cisza zasiana.
Ciche szepty prowadzą ze sobą,
pies przy ławce wygrzewa się w słońcu,
pan starszy wiadomość wyczytał nową
i komentarze zostawia na końcu.
A gdy nastąpią dni mokrej jesieni,
gdzie znikną ludzie, co się z nimi stanie,
bo tylko jedno się wtedy nie zmieni,
korona ławek na deszczu zostanie.
Lśniące w deszczu ławki zielone namokną,
smutną symfonię krople wybiją,
przyjrzą się drzewa spłakanym oknom,
lecz jakoś smętną jesień przeżyją.
Kiedy nastąpi znów jesień złota,
przyjdzie pan z laską i pani z psem,
pan starszy wiadomość wyczytał nową
i komentarze zostawia na końcu.
A gdy nastąpią dni mokrej jesieni,
gdzie znikną ludzie, co się z nimi stanie,
bo tylko jedno się wtedy nie zmieni,
korona ławek na deszczu zostanie.
Lśniące w deszczu ławki zielone namokną,
smutną symfonię krople wybiją,
przyjrzą się drzewa spłakanym oknom,
lecz jakoś smętną jesień przeżyją.
Kiedy nastąpi znów jesień złota,
przyjdzie pan z laską i pani z psem,
wtedy na ławce zasiądą z ochotą
i ktoś śniadanie znów drugie zje.
i ktoś śniadanie znów drugie zje.
WYBACZ MI WIETRZE
Wybacz mi wietrze, zaplątałam się w drzewach
utknęłam w gałęziach, nie wzleciałam daleko
chciałeś mnie ponieść wysoko do nieba
tam gdzie wielki nieznany świat czeka.
Wybacz mi słońce, przed tobą uciekłam
w cieniu czekałam, oczy zasłoniłam
już wiem, że wiary zbyt mało miałam
wiele pragnęłam, przed czymś się broniłam.
Wybacz mi rzeko, wód zimnych się bałam
fal szerokich co ponieść mnie chciały
bo sama jedna, na to sił nie miałam
wiem, że zbyt mały był mój zapas wiary.
Jeden uśmiech i dobre słowo to zmieniło
z wiatrem poleciałam, słońce odszukałam
siły znów wróciły, wiary mi przybyło
wchodzić na szczyty już się nie bałam.
ŻYCIE PODOBNE DO BIEGU RZEKI
Życie podobne jest do biegu rzeki
płynie, jak woda, poprzez różne wieki
nieprzerwanie, niezmiennie, perpetum mobile
tylko się etapy zmieniają co chwilę.
Życie podobne do rzeki co płynie
ma początek w źródle, w końcu w morzu ginie
od narodzin bierze zawsze swój początek
do samej starości, co rwie życia wątek.
Źródło jest małe, kryształowej czystości
jak kochane niemowlę, co sprawia radości
woda bystro skacze, a to już potoczek
małe dziecko ciekawskie, żwawe i urocze
Jeszcze z gór spływa w zieloną dolinę
to etap rozwoju w chłopca lub dziewczynę
jeszcze swawolna, czysta, prędko płynie dalej
młodzież w pasji zdobywa nauki wytrwale.
Potem płynie już wolniej po dolinach ziemi
człowiek dojrzewa do życia, które wszystko zmieni
miłość, rozczarowanie, związek uczuć , praca
rzeka meandruje, w korytach zawraca,
,
Niczym rzeka, co zbiera w biegu męty, muły
tak człowiek rzeźbi swoje sumienie, skrupuły
płynie już znacznie wolniej w szerokim korycie
człowiek odpowiedzialniej realizuje życie.
Znów przejmuje dopływy, małe rzeczki, dzieci,
rybak wszystko co żyje w niej zbiera do sieci,
człowiek już dźwiga bagaż doświadczeń powoli,
zmęczony, czyni plany z dużą siłą woli.
Rodzi dzieci, dom stawia, ma porażki, radości,
przyjdą wnuki, nastąpi czas spokoju, starości,
rzeka szeroko, leniwie do ujścia już płynie,
wkrótce wpadnie do morza i zniknie w głębinie
Zwróci wszystko, zbierała, użyźni tu glebę,
to spełnienie przyrody, by życiem dać siebie,
tak samo, jak rzeka my dzieciom oddamy,
wszystko to, co przez całe swe życie zbieramy.
DZIĘKUJĘ ZA CISZĘ
Dziękuję za ciszę, którą słyszę
za powietrze i deszcze,
za wody szum, milczący tłum
wiatr co we włosy się wkradł.
Dziękuję za gwar i jego czar
za wejście na szczyt, gdzie nie był nikt
za słońca żar co pali na skwar
spokój co dodaje uroku.
Dzięki za uśmiech i mnóstwa uciech
za ludzką mowę z dobrym słowem
za życia dar i losu fart
za bliskość, słowem za wszystko!
JESTEŚ TEGO WART
Kiedy wszystko wali się, porywa cię w otchłań rozpaczy
sypie się jak domek z kart,
uwierz ,że po jakimś czasie będzie dobrze, inaczej
jesteś tego wart
Jeśli nagle twoje słońce przesłonią czarne, złe chmury
nie spotka cię fart,
uwierz, że masz w sobie wielką siłę, co przenosi góry
jesteś tego wart.
Nie zawsze znajdzie się, kto ci w potrzebie rękę poda,
to twój samotny start,
dasz radę, niech ci jasnych skrzydeł dobra myśl doda
jesteś tego wart.
Uwierz w siebie, potrafisz, jak feniks z popiołów odrodzić
zrzucić przykry garb
człowiek ma prawo do słabości, jednak potem dumnie chodzić
tyś tego wart.
Jeśli nagle twoje słońce przesłonią czarne, złe chmury
nie spotka cię fart,
uwierz, że masz w sobie wielką siłę, co przenosi góry
jesteś tego wart.
Nie zawsze znajdzie się, kto ci w potrzebie rękę poda,
to twój samotny start,
dasz radę, niech ci jasnych skrzydeł dobra myśl doda
jesteś tego wart.
Uwierz w siebie, potrafisz, jak feniks z popiołów odrodzić
zrzucić przykry garb
człowiek ma prawo do słabości, jednak potem dumnie chodzić
tyś tego wart.
ŻYCIE
ani dobre, złe, każdy widzi
nie oszczędza, gdy przychodzi tułać się po świecie
kiedy los z nas drwi i szydzi.
W życiu trzeba brać się z przeszkodami wciąż za bary
są, by je pokonywać
nie mów, że to dopust, żeś jest słabej wiary
łatwo gór się nie zdobywa.
W życiu idziesz raz pod prąd, nieraz z prądem płyniesz
potykasz się o przeszkody
jednak myśl, że radę dasz na pewno, nie zginiesz
boś jest duchem młody.
Życie uczy świętej cierpliwości i wielkiej pokory
nie powód, by na kolana padać,
więc idź prosto i pochylać głowy nie bądź skory,
ani winy na los składać.
Kiedy z perspektywy patrzysz na swe życie, z góry,
tolerancji się nauczysz , zgody,
bo gdy jasne słońce znów wychodzi spoza chmury,
przynosi czas pogody.
poniedziałek, 2 lutego 2015
Anioł Stróż
Przeciskam się przez tłum z moim towarzyszem doli, a właściwie przyjacielem, bo jest ze mną na dobre i złe. Można powiedzieć więcej "na złe", bo wtedy albo mi szepnie do ucha "uważaj", albo złapie za rękaw i przytrzyma. Jest bardzo skromny, idzie za mną z tyłu, dyskretnie milczy, nie narzuca się swoją osobą i daje mi czas na refleksję. Właściwie bardziej go wyczuwam niż widzę, chyba, że oczami wyobraźni. Nie wiem jakbym bez niego nieraz sobie poradziła. Czasem, tak po ludzku martwię się o niego, aby mu się broń Boże nie złamało skrzydło .Myślę sobie w duchu "nie opuszczaj mnie nigdy ", bo przecież trzeba mieć do mnie nieraz świętą cierpliwość, aby przy mnie wytrzymać. A on właśnie taki jest- dobry, cierpliwy... Widzę na przeciw siebie zmęczonych, zamyślonych i spieszących dokądś ludzi, a za nimi pochylone anioły. Nie odstępują ich ani na krok, mimo, że niektóre mają już wybrudzone, poszarzałe szaty, poprzetrącane skrzydła...Hm, może nie wszyscy wiedzą o swoich aniołach i dlatego nie dbają o nie?
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Opadło skrzydło aniołowi,
zwichnął, gdy starł się z diabłem,
schował obydwa pod suknię
i został na ziemi wśród ludzi.
A oni myśleli, że to tylko garbus.
-------
Pochylił się Pan Bóg nad jego bezradnością
"zastąpię ci twoje ręce i nogi"
włożył mu w usta ołówek
"maluj" powiedział i stał się ...cud
-
---------------------------------------------------------------------
POWÓD
Poprosiłem ją o rozwód. Ja-powód, ona pozwana. Rzeczywiście jestem oczywistym powodem tego,aby uwolnić ją od siebie. Ona płacze,że mi wybacza, a ja nie chcę . Nie i nie!
Za dobra dla mnie! Już w sądzie powiedziałem nawet, że biorę całą winę na siebie, byle tylko ten rozwód dostać! Moją winą jest to,że nie chcę mieć dzieci, a ona chce!
Nie zgadzamy się pod tym względem! Nie tylko to nas różni, ale to nie żona ma pretensje do mnie, Wysoki Sądzie! To ja mam! Proszę o rozwód z powodu różnicy charakterów, nie dogadujemy się! Chciałem zniechęcić ją do siebie i zacząłem pić. Ona nic. Przeniosłem się do drugiego pokoju i sam zacząłem siadac do stołu, a ona nic! Robię zakupy dla siebie! Za chwilę chyba w ogóle przeniosę się do mamusi,bo Ona cały czas nic! Ja chcę rozwodu, bo ja chcę do mamusi! U mamusi nie muszę nic robić, mamusia będzie mnie żywic ze swojej wdowiej emeryturki. Wysoki Sądzie, ja już dłużej nie wytrzymam z moją... ! Proszę, proszę...
--------------------------------------------------------------------------------
PRZYCHODZĘ TU
Przychodzę tu, jak za dziecięcych lat,
gdzie zalegają skarby skrywane
w jednej z drewnianych starych chat
drogie, jak dzieci, sercem malowane
Patrzą ze ścian serdecznie i cicho
zaprasza dom stary skrzypieniem do środka
jakby zamieszkał skrzat mały, czy licho
może siedzibę ma tutaj duch przodka
Przekraczam z ganku próg drewnianej izby
gdzie mysz się kryje i okna lśnią tęczą
wchodzę w zaklęty, baśniowy, tajemniczy
świat, omotana jakby w sieć pajęczą
LIMERYKI
Pewien burmistrz w pięknym mieście - Zawiedzie
przyrzekł mieszkańcom, że ich nie zawiedzie
"kochani moi, daję wam swe słowo
będzie pięknie, ręczę za to swoją głową,
nawet, gdy przyjdzie nam żyć razem w biedzie".
----------------------------------------------
Raz mieszkańcy miasta Zawiedzia
postanowili, że w post każdy zje śledzia,
gdy się owe ryby pojawiły w beczkach
zmienili zdanie, że wolą ciasteczka
lecz pan sprzedawca nic im nie powiedział.
---------------------------------------------
Przyjechał turysta do miasta Zawiedzia
że się Zawiedzie odmienia nic o tym nie wiedział,
przypadki sprawiły swoje przypadkiem,
że się mieszkańcy uśmiechali ukradkiem,
więc zerknął do słownika i dobrze powiedział.
----------------------------------------------
Raz pan leśniczy uroczego Zawiedzia
chwalił się, że spotkał na swej drodze niedżwiedzia,
" miś zbladł i w nogi uciekł w drugą stronę"
i dalej by tak opowiadał rzeczy niestworzone
gdyby ktoś chwalipięcie prawdy nie powiedział.
-----------------------------------------------
Pewien filozof z miasta Zawiedzia
zrobił na rynku wykład o śledziach,
że po japońsku z cebulką najlepsze
i przypływają do nas posolone w beczce
każdy podumał " powiedział co wiedział".
CORAZ LEPIEJ
Coraz "lepiej", coraz "lepiej" żyje się w tym naszym kraju
biedny dalej biedę klepie, a bogaty ma jak w raju.
Coraz śmielej, coraz śmielej rząd w obłudę się ubiera
obiecuje mało-wiele i perfidnie nas nabiera.
Coraz drożej, co raz drożej, nam zaciskać każe pasa
że też nie ma kary bożej, gdy się tylko liczy kasa.
Coraz trudniej, coraz trudniej z arogancją władzy żyć nam
gdy na Wiejskiej co raz brudniej i przybywa ciemnych plam tam.
Coraz gorzej, coraz gorzej, byle zdążyć jak najprędzej
każdy niech dla siebie orze, nabrać kasy jak najwięcej.
Czy nas macie za idiotów? chcecie rządzić bydłem stadnym?
czy w uległych wam robotów, nas zamienić nieporadnych?
Autorytet macie nisko, w grubą skórę obleczeni
straciliście ponad wszystko, to co się najwięcej ceni.
Zaufanie, już nie kupi żaden z was, gdy nas poprosi
naród nie jest taki głupi, kiedy waszą zdradę znosi.
Zawiedliście nas niestety, tego nie da się zapomnieć
w głosie biednych i poety przyjdzie czas, by się upomnieć.
Zawiedliście nas niestety, tego nie da się zapomnieć
w głosie biednych i poety przyjdzie czas, by się upomnieć.
JAK NA SZACHOWEJ TABLICY
Jak na szachowej tablicy, w równym sobie rzędzie
twarzą w twarz milcząco, jak śmierć z białą maską
stoją niemo mundury, czapki, buty wszędzie
jeszcze trzymają się prosto, mocno, z bożą łaską.
Karabiny zwisają im z wojskowych rękawów
buty lśnią jeszcze ślicznie, a oni spokojnie
czekają posłusznie na wydanie rozkazów
manekiny, by ruszyć ku śmierci na wojnie.
Automaty sterowane rękami swych władców,
gdzie wojna jest dla nich jedynie zabawką
idą bezwolne, posłuszne woli swych oprawców
na śmierć za tych, którym nawet nie odbiją się czkawką.
Nie dopuszczone do głosu śpią mózgi i serca
czekają automaty, by wykonać rozkaz
bezwolne, bo sumienie w duszę się nie wkręca
idą na śmierć bezmyślnie, tyranom na pokaz.
Za chwilę ciasno się zetrą ze sobą mundury
śliczne buty ugrzęzną w wydeptanym błocie
karabiny wyplują ogień ze swej rury
niejeden też mundur zawiśnie na płocie.
Toczą dziurawe hełmy, widać trupie maski
rzeź się zacznie i krew szeroko rozleje
rozlegną się dzikie konających wrzaski.
Cel uświęca środki, reszta nie istnieje!
Czy prawdą, że w Wigilię wstrzymano natarcie
kiedy nawet zwierzęta mówią ludzkim głosem
padli w objęcia żołnierze wrogich armii zwarcie
zatrzymała się ręka przed śmiertelnym ciosem.
Krew do mózgów wpłynęła , serca znów zabiły
już nie manekiny, brat na brata patrzy
uczucia na nowo sumienie zrodziły
już nie będą zabijać, nie chcą dalej walczyć
MIODNY SAD
W rozgrzanym powietrzu zapachniało winem w lipcowe południe
bombardują jabłka trawę, zalegają w sadzie, jak wzorzysty dywan, cudnie
zapachniało pięknie w owocowym sadzie miodnym aromatem
połączyły się wonności w tej przyjaźni, jak brat z kochającym bratem.
I nalewkę z aromatów tych stworzyły, co słodyczą zimą służy
by niejedną słabą głowę, co się kiwa w różne strony, odurzyć.
NADZIEJA
Jeśli w życiu już nic nie cieszy, a wszystko doskwiera
w nic nie wierzysz, jedną masz chęć, uciec od ludzi
chwyć się nadziei jak deski ratunku, co nigdy nie umiera
z nią się lepszym obudzisz
Gdy los bez litości smaga, daleko od bliskich zabiera
życie wygnańca karze wieść, nałożyć worek pokutny
chwyć się nadziei, jak deski ratunku, co nigdy nie umiera
może zmienić twój los okrutny.
Gdy czujesz się sam, myślisz, nikt cię już więcej nie wspiera
bieg życia przecina przeszkoda, której nie pokonasz
chwyć się nadziei, jak deski ratunku, co nigdy nie umiera
wtedy zobaczysz, jak wiele dokonasz.
Gdy czujesz, świat się sprzysiągł i ból drzazgą uwiera
myślisz, wszystko kochane odeszło na zawsze, nie wróci,
chwyć się nadziei, jak deski ratunku, co nigdy nie umiera
dojdziesz do wniosku, nie warto się smucić.
Ona nie matką głupich, matką mądrych, do wszystkich dociera
nie odrzucaj, będzie na złe i dobre przyjacielem,
żyj w zgodzie, nie zawiedzie, ona nigdy nie umiera,
na pewno w życiu osiągniesz wiele.
Gdy los bez litości smaga, daleko od bliskich zabiera
życie wygnańca karze wieść, nałożyć worek pokutny
chwyć się nadziei, jak deski ratunku, co nigdy nie umiera
może zmienić twój los okrutny.
Gdy czujesz się sam, myślisz, nikt cię już więcej nie wspiera
bieg życia przecina przeszkoda, której nie pokonasz
chwyć się nadziei, jak deski ratunku, co nigdy nie umiera
wtedy zobaczysz, jak wiele dokonasz.
Gdy czujesz, świat się sprzysiągł i ból drzazgą uwiera
myślisz, wszystko kochane odeszło na zawsze, nie wróci,
chwyć się nadziei, jak deski ratunku, co nigdy nie umiera
dojdziesz do wniosku, nie warto się smucić.
Ona nie matką głupich, matką mądrych, do wszystkich dociera
nie odrzucaj, będzie na złe i dobre przyjacielem,
żyj w zgodzie, nie zawiedzie, ona nigdy nie umiera,
na pewno w życiu osiągniesz wiele.
NIE JESTEŚ PANEM SWEGO LOSU
Człowiek uczy się całe życie i tak głupi umiera,
powiedzenie nie jest pozbawione racji,
choć z biegiem lat swoich doświadczenia nabierasz,
nie ustrzeżesz się życiowych komplikacji.
Doświadczenia nas uczą jak żyć, radzić sobie,
mądrzejemy, jak lis uprzedzamy wpadki i wypadki,
przyjdzie moment, gdy w życiu świat zawali się tobie,
najmądrzejszy nie potrafi rozwiązać wtedy tej zagadki.
Nie przewidzisz, ile stresów swym zdrowiem okupisz
w pogoni za wszystkim zaplączesz, jak w matni,
gdy dobiegniesz do mety, stwierdzisz, żeś znów głupi,
przegapiłeś, minęli cię, przybiegłeś ostatni.
Nie ma recepty na szczęście, sukces, powodzenie,
życie raz traktuje serio, a drugich - nabiera,
zaskoczy złym, innym przyniesie ostrzeżenie,
jak nie przyznać racji, w końcu się głupim umiera.
Życie nie słucha, jest wolne, nie da się przekupić,
nie myśmy mu panem i chcieli nim rządzić,
więc pogódźmy się, choć mądrzy i tak umrzemy głupi,
choć chcielibyśmy inaczej, przyjdzie w życiu pobłądzić.
To nie pozbawione sensu, nie wdawajmy się w spory,
nie jesteśmy panami losu, dobrze o tym wiemy,
życie cały czas udowadnia, nami rządzi i uczy pokory
my choć mądrzy i tak w końcu głupi niestety umrzemy.
Doświadczenia nas uczą jak żyć, radzić sobie,
mądrzejemy, jak lis uprzedzamy wpadki i wypadki,
przyjdzie moment, gdy w życiu świat zawali się tobie,
najmądrzejszy nie potrafi rozwiązać wtedy tej zagadki.
Nie przewidzisz, ile stresów swym zdrowiem okupisz
w pogoni za wszystkim zaplączesz, jak w matni,
gdy dobiegniesz do mety, stwierdzisz, żeś znów głupi,
przegapiłeś, minęli cię, przybiegłeś ostatni.
Nie ma recepty na szczęście, sukces, powodzenie,
życie raz traktuje serio, a drugich - nabiera,
zaskoczy złym, innym przyniesie ostrzeżenie,
jak nie przyznać racji, w końcu się głupim umiera.
Życie nie słucha, jest wolne, nie da się przekupić,
nie myśmy mu panem i chcieli nim rządzić,
więc pogódźmy się, choć mądrzy i tak umrzemy głupi,
choć chcielibyśmy inaczej, przyjdzie w życiu pobłądzić.
To nie pozbawione sensu, nie wdawajmy się w spory,
nie jesteśmy panami losu, dobrze o tym wiemy,
życie cały czas udowadnia, nami rządzi i uczy pokory
my choć mądrzy i tak w końcu głupi niestety umrzemy.
NIE TAK BYĆ MIAŁO
Nie tak, nie tak, nie tak być miało,
gdy twe spojrzenie mnie rozgrzewało,
i każdy nerw drgał w rozpalonym ciele,
a usta chciały powiedzieć za wiele.
Nie tak być miało,
gdy twoje oczy mówiły za mało,
a ręce chłodne w dotyku mroziły,
i umierałam z rozpaczy, bez siły.
Nie tak być miało,
gdy dotykałam z zachwytem twe ciało,
lecz ono grało orkiestrą fałszywie
na me wołanie wysłane żarliwie.
Nie tak być miało,
kiedy w ekstazie me ciało omdlało,
stopić pragnęło lód twojego wzroku
co mroził bezduszną karą wyroku.
Nie tak być miało,
gdy twoje serce już ogrzać nie chciało,
moje, co jeszcze wciąż bije dla ciebie
czy nie żyjemy już więcej dla siebie?
Nie tak być miało,
co z uczuciami naszymi się stało,
że nasze drogi już dziś się rozchodzą
a żadne siły tych spraw nie pogodzą?
Nie tak być miało,
już zbladło wszystko, choć kiedyś zawrzało,
już ostudziło się nasze uczucie
to co zostało, to raczej współczucie.
Nie tak być miało,
w pewnym momencie coś źle zagrało,
coś już wygasło, coś się wypaliło,
nic nie zostało, wszystko już było.
Nie tak być miało,
coś zapłonęło, powoli spalało,
nie spostrzegliśmy kiedy dogasło,
w agonii ostatnią już iskrą trzasło.
STARY ROK
Brodaty starzec zamyślił się smutno
czas już by odejść i zrobić ten krok
więc spojrzał za siebie i rzekł "no trudno"
starł ręką łzy z oczu , oddalił się w mrok.
Kawał czasu spędził na tej wielkiej ziemi
dużo widział tego, co dobre i złe
tych co nie doczekali i co spełnieni
gdy ich marzenia realizowały się.
Pewnie chciał lepiej, nie wszystko udało
wie, ludzie będą narzekać na niego,
problemów za dużo, radości za mało,
tylko czy potrafi wytłumaczyć dlaczego?
Nadzieja, młodzi i piękni rodacy
musieli opuszczać swe rodzinne gniazda,
emigrować na saksy, poszukiwać pracy
czekać, czy przyświeci im szczęśliwsza gwiazda.
Rodziny rozdzielają, wzrasta bezrobocie,
sprawiedliwość całkiem gdzieś się pogubiła
stanęła na rozdrożu w dużym kłopocie,
gdy korupcja godzilla drogę zagrodziła
Bieda w różnych kątach nieustannie piszczy,
panowie przeliczają na swych euro- kontach,
degrengolada psychiczna rozkłada i niszczy,
giną dzieci, cywile, żołnierze na frontach.
Dlaczego zło tak silne, a dobro tak słabe,
że mu tak ciężko się przebić, zwyciężyć,
czas by już wzięło w swoje ręce sprawę,
i naprawiło to co ludzkość męczy.
W grudniową ciemność o północy wymknął,
uznał, że stary, zmęczony nie zmieni,
jego czas się właśnie już na zawsze zamknął,
rozpocznie się rok nowy i lepszy na ziemi.
Nowy Rok w dzień mglisty schodzi więc do świata
i ze sobą niesie wiadomość dla ludzi,
że może zmieni na lepsze już następne lata,
kolejną w ludziach nadzieję obudzi.
JAK FALE NA MORZU
Przychodzimy, odchodzimy jak na morzu fale
odpływamy za horyzont, nie wracamy wcale.
Fale biją wciąż o brzegi, szumią nostalgicznie
wciąż kruszymy skały życia, uparcie i wiecznie.
Posuwamy się do przodu i cofamy w ciszy
na wzburzonej fali życia, co po drodze niszczy.
Czasem sztormy nas poniosą, oddajemy życie
lub leniwie po cichutku odpływamy skrycie.
Stoję na wysokiej skarpie mej nadziei lądem
leccie ptaki, by powiedzieć, co za horyzontem?
Posłuchały, poleciały lotem bardzo śmigłym
lecz na próżno tam czekałam, nie wróciły nigdy.
Tak tu stoję i tak czekam, bo nie mam wyboru
chyba jednak postanowię, sama się wybiorę.
Lecz gdy pójdę, to nie mogę zapewnić, że wrócę
chociaż tego nie chcę wcale, wiem że was zasmucę.
Gdy od morza, horyzontu ptaki nie wróciły
to i ja też nie powrócę, zabraknie mi siły.
Cóż, zostaje mi nadzieja, wachlarz wyobraźni
że czas płynie tam spokojnie i z każdym w przyjaźni.
xxxxxxxxxxx
Powiem sobie, tu nad morzem, nie martw się dziewczyno
zamiast pisać tak smutnawo, wypij dobre wino.
Popatrz lepiej na to słońce, co tak cudnie świeci
ciesz się każdą chwilą życia, gdy tak szybko leci.
Kochaj, dawaj, spełniaj jawnie o czym marzysz skrycie
jesteś wszak wybrańcem losu, bo dostałaś życie.
Zycie, choćbyś uwierało, jesteś najpiękniejsze
na twą cześć niejeden piewca składa hymny- wiersze.
Jesteś jedno i jedyne i niepowtarzalne
więc podziwiam, bo w przyrodzie wszystko niebanalne.
Tak bez końca pisać można, gdyż to temat" morze".
Ufnie idę więc przez życie, o mój dobry Boże.
ZAJĄC I NIEDŻWIEDŻ
Spotkał raz zając niedźwiedzia, tak rzecze do niego:
widziałem dziś w lesie ze strzelbą pana leśniczego
szykuje na nas, jak czuję, wielkie polowanie
uciekaj w las, ja ukryję się w tej gęstej polanie.
Niedźwiedź na to: jestem duży i silny, a więc się nie boję
groźnie zaryczę, łapą trzepnę, zaraz go przegonię,
wszak wtargnął w me królestwo, las, którego wielbię.
Zapomniał niedźwiedź o tym, że leśniczy ma strzelbę:
Jak chcesz zającu, uciekaj, ale jesteś tchórzem,
z takim nastawieniem do życia nie pożyjesz dłużej,
czy prędzej, czy później i tak cię dopadną,
ja przynajmniej gdy zginę, umrę śmiercią ładną.
Zając na to: jedno życie tylko ma z nas przecież każdy,
nie lekceważ je, postępujesz jak głupi, wcale nie odważny,
taka śmierć bezsensowna, niczemu nie służy,
lepiej szczęśliwym być, pożytecznie jednak pożyć dłużej.
Pomyślał niedźwiedź, podrapał po łbie łapą burą:
nie chcę jednak pozostać na ścianie zawieszoną skórą,
ani tylko kawałkiem mięsa na ludzkim talerzu,
leśniczego, co podstępnie ze strzelbą tutaj do mnie mierzy.
Zającu, niech twój rozsądek mnie chroni dopóki żyję,
już nie czekam, prędko wnet do lasu się skryję,
mam szansę na przeżycie, ty więc też nie zwlekaj,
do zobaczenia przyjacielu, dziękuję, szybko uciekaj.
Wałęsa się leśniczy ze strzelbą po głębokim lesie,
a huk częstych wystrzałów w dali echo niesie,
lecz dziś z całego serca życzę leśniczemu,
by dał spokój, szczególnie niedźwiedziowi buremu.
Jeśli moje prośby do niego spłyną nadaremno,
jak mi Bóg miły, że będzie mieć do czynienia ze mną,
co smaga słowami, jak pocisk, gdy taka potrzeba,
o pomstę za grzechy leśniczego, co wołają do nieba.
Zwierzęta, panie leśniczy, tak jak człowiek czują,
boją się, kochają, cierpią, opiekują,
i w tym co powiem panu, nie jesteśmy pierwsi,
że to są nasi bliscy, nasi bracia mniejsi.
Dobrze jest o tym jednak na zawsze pamiętać,
oprócz ludzi, do życia mają prawo zwierzęta,
niech nie zapomina o tym także pan leśniczy:
życie braci mniejszych tak samo, jak ludzkie się liczy!
Pomyślał niedźwiedź, podrapał po łbie łapą burą:
nie chcę jednak pozostać na ścianie zawieszoną skórą,
ani tylko kawałkiem mięsa na ludzkim talerzu,
leśniczego, co podstępnie ze strzelbą tutaj do mnie mierzy.
Zającu, niech twój rozsądek mnie chroni dopóki żyję,
już nie czekam, prędko wnet do lasu się skryję,
mam szansę na przeżycie, ty więc też nie zwlekaj,
do zobaczenia przyjacielu, dziękuję, szybko uciekaj.
Wałęsa się leśniczy ze strzelbą po głębokim lesie,
a huk częstych wystrzałów w dali echo niesie,
lecz dziś z całego serca życzę leśniczemu,
by dał spokój, szczególnie niedźwiedziowi buremu.
Jeśli moje prośby do niego spłyną nadaremno,
jak mi Bóg miły, że będzie mieć do czynienia ze mną,
co smaga słowami, jak pocisk, gdy taka potrzeba,
o pomstę za grzechy leśniczego, co wołają do nieba.
Zwierzęta, panie leśniczy, tak jak człowiek czują,
boją się, kochają, cierpią, opiekują,
i w tym co powiem panu, nie jesteśmy pierwsi,
że to są nasi bliscy, nasi bracia mniejsi.
Dobrze jest o tym jednak na zawsze pamiętać,
oprócz ludzi, do życia mają prawo zwierzęta,
niech nie zapomina o tym także pan leśniczy:
życie braci mniejszych tak samo, jak ludzkie się liczy!
GORĄCO I CUDNIE
W lipcowy żar południa, wśród łanów złocistych,
gdzie powietrze czerwienią fal jest rozedrgane,
na wzgórzu, konno, wyżej puszcz lesistych,
czeka na Zbyszka z Bogdańca serce zakochane.
Jadą Zbyszko i Maćko bitwą utrudzeni,
patrzą za Bogdańcem, swoimi stronami,
prowadzą swe konie bardzo już stęsknieni,
hej, będą opowiadać o walkach z Krzyżakami.
Jagienka dziarska, jak blacha pancerza,
poluje, kocha i na koniu jeździ,
czeka na powrót swojego rycerza,
co życia pod sztandarem nie bał się poświęcić.
Ręką osłania oczy, powietrze rozgrzane
czerwonością,, niczym żar kutego żelaza,
płyną leniwie rzeki szeroko rozlane,
serce szybko bije i mocno rozmarza.
Już widzi dwie postaci, choć pali gorąco,
za chwilę usłyszy ich znajome głosy,
radości, krzyków i śmiechu nie będzie końca,
w pokłonie pochylają się dojrzałe kłosy.
Ta chwila wciąż stoi przed moimi oczami,
najpiękniejsza chwila, w lipcowe południe,
radosne powitanie, co jest wciąż przed nami
zakochanych, co gorąco kochają i cudnie
LETNIA BURZA
Z ganku, gdzie drewniany stół i prosta ława cicho gości prosi
widzę, siecze białą ścianą ulewa lipcowego południa
grzmi ponure niebo i błyskami rozgrzanymi grozi
ziemia chciwie pije wodę , jak wyschnięta studnia.
Toczą grzmoty, stalowe wozy po kamiennym bruku
lecą po niebie rozszalałe ogniste pioruny
grożą, aż przycichły wystraszone ptaki pośród huku
szaleje rozgniewane niebo, czerwone od łuny
Rozpięte nade mną wielkie skrzydła Archanioła Stróża
blaszany dach ganku, skąd woda dudni, jak bębny w orkiestrze
sprawia, że bezpiecznie, sucho , lekko w lekturze się nurzam
tylko chiński dzwonek, jak dziecko kwili cicho na wietrze.
Osłaniają palczaste liście winorośli ,jak ręce Anioła
przed preludium piekła, gdzie nie ma już żadnej litości
siedzę, jak widz, chłonę sztukę, co chce mnie przywołać
do rozsądku, bo daleko mi jeszcze do przyzwoitości.
Przeszło, miłosierne niebo dało grzechów odpuszczenie
zatrzymały na liściach perły, krople wody zmęczone
słychać w sadzie spadających owoców bębnienie
cisza, bez oklasków, przedstawienie już jest zakończone.
Rozpięte nade mną wielkie skrzydła Archanioła Stróża
blaszany dach ganku, skąd woda dudni, jak bębny w orkiestrze
sprawia, że bezpiecznie, sucho , lekko w lekturze się nurzam
tylko chiński dzwonek, jak dziecko kwili cicho na wietrze.
Osłaniają palczaste liście winorośli ,jak ręce Anioła
przed preludium piekła, gdzie nie ma już żadnej litości
siedzę, jak widz, chłonę sztukę, co chce mnie przywołać
do rozsądku, bo daleko mi jeszcze do przyzwoitości.
Przeszło, miłosierne niebo dało grzechów odpuszczenie
zatrzymały na liściach perły, krople wody zmęczone
słychać w sadzie spadających owoców bębnienie
cisza, bez oklasków, przedstawienie już jest zakończone.
PUSTE GNIAZDO
Stary bez co dożył już sędziwych lat,
skrywa tajemnice jak kapłan spowiednik,
w swych wspomnieniach pamięta niejedną z dat
i różnych wydarzeń do nich odpowiednich.
Skręcony w konwulsjach, niczym boa wąż,
o strukturze kory, co zachwyci Van Gogha,
niejedną tajemnicę grzechu skrywa wciąż,
co odpuścić może tylko wola Boga.
Splątany zwieszonymi linami winorośli,
jak baldachim osłaniał przed widownią poemat,
rozegrał się nocą wśród wonnych zarośli,
co stworzyła iście szekspirowski schemat.
W głębokiej dziupli niczym w matki łonie
dał stary bez bezpieczne schronienie
z całego serca szczerze zadbał o nie,
bo wierzył, że będzie to dobre wspomnienie.
Matka czekała cierpliwie na potomstwo swoje,
partner otaczał ją troskliwą opieką
śpiewał, aż urodziło się im dzieci troje,
nawet stary bez miał łzy szczęścia pod powieką.
Kiedy pod bzem przystanęłam niechcący,
serce radością niespodziankę witało,
bo słyszałam piskliwe głosy wołających
dzieci, co dopiero do życia się rwały.
A dzisiaj tam cisza trumienna zamarła,
matka niestety ich nie nakarmiła,
zabójca kot czekał nim do nich dotarła,
do gniazda, do dzieci więcej nie wróciła.
Wołały głośno, krzyk się coraz wzmagał,
bez stary zbrodni był świadkiem niechcący,
jednak zdrętwiały nie umiał pomagać,
patrzył i słuchał grobowo milczący.
Gniazdo bez matki, jak wyrzut sumienia,
zbrodniarz bez kary pozostanie w tej sprawie
i tylko martwa cisza opuszczenia.
Winien tej zbrodni nie zasiądzie na ławie.
PODSUMOWANIE
Odchodzimy stąd wszyscy, bogaci i biedni, bez wyjątku.
Zostawiamy wszystko po tej stronie w porządku i nieporządku.
Klepsydry biją po oczach, czytaj i uświadom to sobie głupcze,
swojego nazwiska nie przeczytasz, przeczytają je za to już inni, pojutrze.
Jeszcze na znak bogactwa rodzina wystawi ci pomnik, cóż z tego pałacu?
lżej nie będzie, staniesz niemy, goły, bosy, jak cię Bóg stworzył bogaczu,
oddasz wszystkie dobre i złe uczynki, to twój cały będzie majątek,
nie wywiniesz się i wykupisz, nie wytargujesz ani minuty, nie licz na wyjątek.
Najwyższa Izba Kontroli rozliczy , biedny bogaczu, obok staną bogaci i biedni,
zanim zapalą ci świeczkę, nim będzie za późno, zrób życia bilans średni,
podlicz plusy, minusy, zanim przeniesiesz saldo na drugą stronę i opadnie ręka,
może być ujemne, szala na korzyść innych, ciebie nie czeka nagroda, lecz męka
Więc oglądnij za siebie, bo nie wiemy komu pierwszemu z nas zapalą świeczkę,
spiesz się czas stracony nadrobić, idziemy w jedną stronę, nie licz na ucieczkę,
Więc oglądnij za siebie, bo nie wiemy komu pierwszemu z nas zapalą świeczkę,
spiesz się czas stracony nadrobić, idziemy w jedną stronę, nie licz na ucieczkę,
spójrz, nasi już odeszli, zostawili po sobie jakąkolwiek pamięć albo zapomnienie,
teraz nasza kolej, masz jeszcze szansę, by nie zapomniało o nas pokolenie.
POGODZONE
Zwisające w męczeńskim rytuale główkami w dół
pęki zeschnięte, obojętne, poddane losowi
sypią deszczem czarnych ziarenek,
to następni potomkowie
pokrywają czarny blat stołu na drewnianym ganku.
Przyglądają się niemo granatowe kiście winogron
ich wężowe gałęzie czepliwie chwytają się belek
jak ostatniej deski ratunku, aby nie odpaść
rozpostarte liście dają cień, same mdleją z upału.
Słoneczniki pogodzone z losem przygarbiły się patrząc w trawę
jeszcze trochę, jeszcze trochę pożyjemy
i dźwigniemy głowy do Słońca
dostojnie z wyżyn uśmiechają się do swawolnych nasturcji
cieszcie się chwilą przyjaciółki
Maliny nabrzmiewają czerwienią, kuszą i zapraszają do stołu
Nie oprze się im nikt, to ostatnie tchnienie lata
Coś się kończy, ale i coś zaczyna
wszystko trwa. Nie będzie końca świata.
Brzemienne dynie i ich kuzynki czekają tylko na
cesarski poród
proste malwy bez pretensji malują się na biało
jak dziewice
jeszcze czekają na wybranka, jeszcze mają nadzieję
póki nie ubiorą ich w zimowe futra.
Przybyło więcej fioletu, zieleń spoważniała i dojrzała
pobladły żółcienie jakby zlękły się chłodu
powagę chwili zakłóca skrzek panoszących się srok
tylko one nie są tu pożądane
Niby od niechcenia przeleciał lekko motyl
białą kreską napisał coś w powietrzu
może szepnął kwiatom wiadomość, że to już koniec lata
a może zapytał o gościnę przed chłodem.
Wszystko trwa, jakby dojrzało w swoich przemyśleniach
uspokojone, pogodzone, bez smutku i radości
brzydkie, ładne, dobre i niedobre
czeka, czeka, na spełnienie przeznaczenia
Dzięki ci za twą delikatność, już nie palisz, ale ogrzewasz
Jaśnieją radośnie w barwach miejsca, które dotykasz ciepłem
Chce się żyć! Zanim cień i chłód zamalują na szaro
Chce się żyć zanim kwiaty utracą słoneczne tchnienie.
NIE USZCZĘŚLIWIAJ NA SIŁĘ
Nie uszczęśliwiaj- na siłę, gdy ktoś o to nie prosi,
nie wyręczaj
zostaw prawo do decyzji, którą każdy w sobie nosi,
nie zadręczaj
Nie pchaj się "butami" w czyjeś życie, bądź dyskretna,
zwlekaj
by twa rada i pomoc była bez przesady i konkretna,
poczekaj
Trzeba mieć cholernie dużo taktu, wrażliwości i wyczucie,
mówiąc prosto
aby więcej szkody niż dobrego komuś z twych uczynków życie
nie przyniosło
Pomóc, sztuką jest, gdy potrzeba, w swoich przedsięwzięciach,
nie nachalnie
niż narzucać siłą swojej woli w pseudodobrych chęciach,
niemoralnie
Fakt ten z obserwacji życia znam niestety, dość dokładnie
i doradzam
pomóc, ale, gdy ktoś tej pomocy chce naprawdę, to jest ładnie,
też się zgadzam
Tak się składa, że osoba co tak bardzo chce na siłę mi pomagać,
natrętnie
sama, choć nie zdaje sobie z tego sprawy tej pomocy wymaga,
konkretnie
Bo się tak znerwicowana bardzo stała z tej prostej przyczyny,
niestety
że za skutki swoich działań doszukuje się u innych winy,
nie zalety
Wtedy w złości bierze odwet na ofiarach, Bogu ducha winnych, rani,
niczym w burzy
więc już wszyscy uciekają przed pomocą owej pseudodobrej pani,
aż się kurzy
"dobrej" pani, dla jej dobra zaś dyskretnie radzę, aby egoistką była
także
z tym "uszczęśliwianiem", dla swojego psychicznego zdrowia, odpuściła,
na zawsze
NIE ŻAŁUJĘ NICZEGO
z wyjątkiem jednego, że mi życia mało,
nie żałuję radości ani smutków wiele,
bo przy boku moim byli przyjaciele.
Nie żałuję łez moich ani się nie wstydzę,
gdy, tych co odeszli przy sobie nie widzę,
otwieram album, w którym są zamknięci,
na kartach wspomnień mojej pamięci.
Żałuję, odeszli, lecz nie w zapomnienie,
zostało po nich wspomnienia sumienie,
które nam ciągle przypomina o tym,
choć są rozstania, muszą być powroty.
xxxxxxxxxxxxxxxxx
przypomnieć ... i zrozumieć,
znaczy więcej niż umieć,
ucz się i wyciągaj wnioski
by zaoszczędzić troski,
historia kołem się toczy,
więc zamiast odwracać oczy,
patrz w przyszłość, wyciągaj wnioski,
aby uniknąć troski,
fortuna też toczy się kołem,
raz idziesz górą, raz dołem,
już teraz wyciągnij wnioski
aby porzucić troski
PRZESZŁO JUŻ
Stosunki nasze rozluźniły się
jak szew co rozłazi się już
zamilkły komórki i nie ma cię
w bukiecie zeschniętych róż.
Rozpruły się nici, w kawałki rozpadło
co było kiedyś w całości
straciło swe kształty, zszarzało i zbladło
odeszło do przeszłości.
Kontakty nasze spaliły się
w dal poszło to co już było
w mych sms-ach brakuje cię
co piękne już się skończyło
Nie przenicuje już żadne z nas
tego co się rozpadło na strzępy,
lepiej już nowy jest uszyć płaszcz,
niż zszywać stare rozstępy.
Kontakty nasze zanikły już
bez żalu dla ciebie i mnie
opadły emocje, jak zwykły kurz.
Nie wspominajmy się.
DO POLSKI MI CORAZ DALEJ
Do Polski mi coraz dalej, hej
tylko na urlop wrócę, hej
zniosły mnie losu fale, hej
ojczysty kraj porzucę
hej, hej
woła mnie świat szeroki, hej
pracy i chleba mi trzeba, hej
coraz cichsze są kroki, hej
obce góry i nieba
hej, hej
łzy rękawem wysuszę, hej
już przestanę żałować, hej
w nowe strony wyruszę, hej
inną przyszłość budować
hej, hej
-------------------------
CZY WRÓG MEGO WROGA
Czy wróg mego wroga jest moim przyjacielem ?
W świecie, którym się dzieje różnych rzeczy wiele,
ciągle zadaję pytanie sobie, przyjacielu,
dlaczego w takim razie mam przyjaciół niewielu?
Przyjaciel mego przyjaciela też moim przyjacielem?
w takim razie gratuluję sobie szczęścia wiele,
w teorii, lecz jednak zadaję sobie to pytanie,
gdy nie będę mieć wrogów, co się ze mną stanie?
Czy przyjaciel mego wroga, to też mój przyjaciel?
wrogowi przyjaciela mam powiedzieć-"bracie"?
więc zadaję pytanie sobie, przyjacielu
dlaczego w takim razie przy mnie wrogów wielu?
Chroń mnie losie od takiego "przyjaciela", który
jak lis farbowany w baranie ubiera się skóry,
udaje sprytnie, z wrogami, choćbym miał ich wielu,
sam już sobie poradzę, drogi przyjacielu.
Morał jest taki, wśród tych co się zwą "przyjaciele",
oddzielam ziarna od plewów, a zostanie niewiele,
albo jeden, co uczciwie cieszy go me szczęście.
Tylko ten przy mym boku może znaleźć miejsce.
Widać prawdziwego przyjaciela trzeba długo szukać
łatwiej o farbowanego, możesz dać się oszukać,
jak wilk co w owczej skórze, zaświeci ci w oczy,
i z wielką przyjemnością do gardła podskoczy.
Nie łatwo jest udawać współczucie w nieszczęściu,
lecz fałszywego rozróżnisz po jego podejściu,
Gdy wokół zrobi się pusto, to wtedy poznajesz,
kto prawdziwy, ten tylko przy tobie zostaje.
Krótko mówiąc "na dobre i złe" są ci przyjaciele,
gdyś o głodzie i chłodzie, w kieszeni niewiele,
w jego oczach ze swoim kalectwem jesteś najpiękniejszy,
nie zawiedzie, jak pies-kundel jest ci najwierniejszy.
SŁODKO KWAŚNO CIERPKIE
Skrywane w sercach liści, przed niepożądanym,
wsparte na wężowych konstrukcjach zdrewniałych,
zwisają kiście czarnych pereł
słodko- kwaśno-cierpkie, jak życie.
Wiosną pracowicie oplatały duży ganek,
nie darowały nawet starym bzom i jabłoni,
bo taka jest w nich wola życia
i wołanie do słońca o ciepło.
Latem dały cień i ochłodę zmęczonym,
tak żarliwie chroniły przed upałem
łakomie piły życiodajne ciepło,
które zamieniały na słodycz.
Dziś czują pracowite spełnienie
kłaniają się końcowi lata,
przyleciały drozdy, nie dadzą spokoju,
ugoszczą się same, wypiją słodycz i odlecą.
ZWYKŁY DZIEŃ
Zbudził mnie rano chłodny powiew wiatru,
za oknem jest szaro i deszcz siąpi drobny
ludzie skuleni spieszą do swej pracy
szarzy jak dzień.
I pod powieką jeszcze sen się snuje,
lecz wnet go wiatr już porywa ze sobą.
Oczy patrzą bystrzej i bardziej realnie
na szary dzień.
Znowu szare myśli plączą się pod czaszką,
szare miny ludzi w szarej mgle znikają,
smutno się robi na sercu każdemu
w ten szary dzień.
Lecz mgła opada i słońce rozpala,
ludzie się wtedy stają kolorowi,
i przyklejają uśmiechy na twarz
w ten zwykły dzień.
(1966)
CZAS LAT DZIECINNYCH
Znużona upałem w letnie popołudnie,
na ganku, płodną winoroślą zacienionym,
leniwie odpłynęłam w niebyt, jak w bezdenną studnię
w czas lat dziecinnych, w czas lat już minionych.
Przeniosłam z tego świata, gdzie piwonie przekwitły
jabłoń zrodziła owoce upragnione,
w gniazdach cicho, głosy piskląt już zamilkły -
w czas lat dziecinnych, w czas lat utraconych.
Omdlałe od żaru, jak z tęsknoty spełnienia,
kwiaty, co niosą radość trudem umęczonych,
uciekłam , gdzie wszystko co żyje szuka skrawka cienia
w czas lat dziecinnych, w czas lat zagubionych.
Pobiegłam, jak drzewo, co w moim ogrodzie
choć o gałęziach mocno pokręconych
pozwala pszczołom pomarzyć o miodzie
w czas lat dziecinnych, w czas lat wytęsknionych.
Gdy z siłą rozerwanego brzemiennego nieba
spadł deszcz w słońcu dla przyrody spragnionej,
radosny, życiodajny, jak kawałek chleba,
wróciłam z lat dziecinnych, z moich lat wyśnionych.
ŻYCIE I ŚMIERĆ
Spotkało się życie ze śmiercią, tak się wypowiada:
wszędzie jest ciebie pełno, czy to nie przesada,
co dzień na każdym kroku ocierasz o ludzi
wręcz twoja obecność strach powszechny budzi
Twa tragiczna postać wciąż szuka ofiary,
nieustannie, zachłannie, to już nie ma miary,
choć odwieczna, to jednak też brutalna nieraz
kiedy nagle nam ziemską istotę zabierasz.
Jak ten żniwiarz z kosą zbierasz swoje żniwo,
nie ujdzie przed tobą nic co istotą żywą,
na wojnach ciebie pełno, zbierasz wielkie plony,
nawet bogacz przed tobą niskie bije skłony.
Jesteś żarłoczną, bezwzględną śmiertelnie koszmarną,
nienasycona, nie gardzisz ofiarą marną
nikt nie ucieknie przed tobą, bo nie masz litości
szkieletor, u stóp twych bieleją rozrzucone kości
Na to śmierć zniechęcona do życia się zwraca:
przecież to jest od Boga przydzielona mi praca,
nie jestem inna, choć gorszy jest mój wizerunek,
jak każdej rzetelnej pracy, należy szacunek.
Bóg mnie inne niż tobie zadanie przydzielił,
nikt śmiertelny zmienić do tej pory nie ośmielił,
że śmierć i życie są jak dwie syjamskie siostry
które nikt nigdy nie rozdzieli, na zawsze już zrosły.
Życie i śmierć stanowią jedną pełną całość,
uznaj to jak boski constans, jak niezmienną stałość,
wypełnij życie jak bombonierkę przepysznym nadzieniem,
ciesz się wszystkim, czyń dobro z dużym powodzeniem.
HEJ PUK PUK
Hej, hej, puk puk, co tam słychać?
jakaś cisza. Jesteś tam?
może wolisz teraz wzdychać,
co ja myśleć o tym mam?
Czy o tańcach teraz marzysz
na parkietach jasnych sal
z kimś, którego sercem darzysz
i chcesz iść na wielki bal?
Książę gdzieś na ciebie czeka,
tęskni, marzy wciąż niestety,
by przyjechać i nie zwleka
zabrać cię do swej karety.
Pantofelek mu swój rzucisz,
on go złapie w szybkim locie,
już nie musisz serce smucić,
bo kareta stoi w złocie.
A tam książę w niej już czeka,
w oczach wielka miłość płonie,
więc się pospiesz i nie zwlekaj,
by się splotły wasze dłonie.
Tak więc słuchaj moja miła
nie ociągaj ani chwili,
by ta bajka się spełniła,
byśmy miód i wino pili.
I tak dalej i tak dalej,
stuku puku, dana, dana
z dzbana mi dobrego wina nalej
i weselmy się do rana
itd. itd. itd. Krystyna
RAZ ŻABA ODWIEDZIŁA
Raz żaba odwiedziła pewną bobrzą norę,
lecz nie była pewna, czy przyszła w dobrą porę,
więc przywitała bobra: mój kochany bobrze,
jak się dzisiaj czujemy, dobrze, czy niedobrze?
Bóbr jej odpowiedział z ciemnej nory bobrzej-
raczej nie narzekam i czuję się dobrze,
tego samego życzę tobie żabko,
bo cieszę się zdrowiem i choruję rzadko.
Żaba natrętna wciąż śrubę dokręca
i pytaniami bobra z uporem zamęcza,
znowu życzy mu długo dużo zdrowia szczodrze,
"cieszę się bardzo, że czujesz się dobrze".
Bóbr już nie wytrzymał i rzecze jej hardo-
brzuch mi wzdęło, bo zjadłem dziś jajko na twardo,
pewnie niedługo się tobie narażę,
bo dostałem kataru i ciebie zarażę.
Jak się okazało była to myśl dobra,
bo odczepiła się żaba od biednego bobra
kiedy poszła sobie w dal od nory bobrzej,
pacjent nagle ozdrowiał i poczuł się dobrze.
DO BILANSÓW NIE MAM GŁOWY
Przyszła nagle 50-tka, zaskoczyła mnie
kiepski ze mnie jest księgowy
do bilansów nie mam głowy
nie policzę strat i zysków - nie.
Przyszła nagle 60-tka, zaskoczyła mnie
nie straciłem jednak głowy
ciągle młody, zawsze zdrowy
i o względy pań ubiegam się.
Przyszła też 70-tka, zaskoczyła mnie
ruch zażywam w świątki, piątki
i na działce sprzątam grządki
nigdy nie poddaję się.
Przyszła też 80-tka, zaskoczyła mnie
ze świeczkami tort kupili
przy tym bardzo byli mili,
i ja do nich uśmiechałem się.
Przyszła też 90-tka-tka, ucieszyłem się
kocyk dała i okryła,
przy tym ziółka zaparzyła
aż spociłem się.
Pofatygowała też się 100-tka, ucieszyłem się
dla szanownej jubilatki,
należały się więc kwiatki
i ucałowała mnie.
Odwiedziła 110-tka, zaskoczyła mnie
czuję jakbym stał się malcem
piję mleczko i ssię palce
bo zgubiłem ząbki swe
Teraz też mnie ktoś odwiedza, także cieszę się
zetrze kurze, kwiaty złoży,
leży się mi nieco gorzej
nie narzekam, nie.
I znajomych też mam wielu, bardzo cieszę się
odwiedzamy się wzajemnie,
spotykamy potajemnie
kiedy nikt nie widzi mnie.
Alejkami nocą ciemną, głośno śmieję się
bawią nas te strachy-lachy,
powiewają czarne łachy
szkoda, że ta noc już kończy się.
Po cmentarzu sobie truptam
patrzę trup tu, patrzę trup tam
główka, dupka, część kadłubka.....itd....
Teraz też mnie ktoś odwiedza, także cieszę się
zetrze kurze, kwiaty złoży,
leży się mi nieco gorzej
nie narzekam, nie.
I znajomych też mam wielu, bardzo cieszę się
odwiedzamy się wzajemnie,
spotykamy potajemnie
kiedy nikt nie widzi mnie.
Alejkami nocą ciemną, głośno śmieję się
bawią nas te strachy-lachy,
powiewają czarne łachy
szkoda, że ta noc już kończy się.
Po cmentarzu sobie truptam
patrzę trup tu, patrzę trup tam
główka, dupka, część kadłubka.....itd....
DZIESIĄT WIOSEN
Jedna bardzo starsza pani, gdy poranne wstały zorze
nie czekając swojej niani, wstała niczym dziewczę hoże,
patrząc w lustro wpięła kwiatek, filuternie zerka skosem,
mam dopiero...dziesiąt latek, a właściwie ...dziesiąt wiosen!
Porzuciwszy swoje łoże, sunie wnet do komputera:
informacji wielkie morze, okno na świat mi otwiera,
tam przyjaciół spotkać mogę, pogawędzić, pograć z losem,
mam dopiero...dziesiąt latek, a właściwie ...dziesiąt wiosen!
Już nie spieszy mi się wcale na ten drugi świat wybierać,
brak mi czasu w tym nawale, zajęć, których wciąż przybiera,
choć się wcale tym nie chwalę, mogę także kręcić nosem,
wszak mam tylko...dziesiąt latek, a wlaściwie dziesiąt wiosen!
Jestem śliczna, jestem młoda, gdy się znów zaczęłam uczyć,
choć uroda jest jak woda, już nie muszę się tym smucić,
palce moje po klawiszach wystukują liter wiele
i programy swoje piszą, to są moi przyjaciele!
Komentarze, paśne blogi, wiersze, proza i fotosy,
wszystko masz tu bracie drogi, politykę, dziejów losy,
bo ciekawość mnie rozpiera, gdy komputer moim bossem,
dzięki niemu, dzięki temu mam zaledwie...dziesiąt wiosen.
MŁODOŚĆ
Uleciała, odleciała jak dmuchawce latem,
nie słuchała, nie czekała, zachłysnęła światem.
Wiatr ją porwał, jak kochankę zniewolił, zanęcił,
tak się dała oczarować, jakby wirem kręcił.
Lekkomyślna, nieroztropna w przeszłości już znikła,
nie odnajdę, nie dogonię, moja szansa nikła.
Piękna, zgrabna i swawolna, nie ma już zamiaru,
oczy chłopców za nią biegną, zwodzi bez umiaru.
Zawracałaś chłopcom w głowach jak szumiące wino,
pozwalałaś nazbyt wiele także i dziewczynom.
Niezależna i beztroska kochać chce każdego,
dla niej nie ma przeszkód żadnych, ani nic świętego.
Czasem smutek ją ogarnie, odrzuci, jak włosy,
woli śmiać się niźli płakać, zrywać złote kłosy.
Pójdę więc niestety sama, bo ty nie powrócisz,
już straciłam cię na zawsze, serce moje smucisz.
Co najwyżej się oglądnę za siebie z tęsknotą,
że odeszłaś, choć zawołać mam wieką ochotę.
Przeminęłaś, odleciałaś, porwał cię wiatr ścigły,
z żalem powiem, bo niestety, już nie oddał nigdy.
ŻYJEMY DLA MIŁOŚCI
Żyjemy dla wielkich miłości,
oczekujemy wciąż ich nadejścia,
pragniemy wiecznej radości,
jesteśmy stworzeni dla szczęścia.
Lecz kiedy jesteśmy młodzi,
to ufność staje się wadą,
szczęście nas nieraz zawodzi,
a miłość też raczy zdradą.
Choć nas ktoś bliski porzuci,
zostańmy optymistami,
uwierzmy że miłość powróci
szczęście też będzie z nami.
Bo miłość, nadzieja i wiara,
to siostry trojaczki rodzone,
choć każda z nich bardzo się stara,
bywają nieraz skłócone.
Lecz zawsze do siebie wracają,
bo są nierozłączne i wieczne,
szczęśliwe, że znów się zgadzają
i tak już jest ostatecznie.
Nie trać nigdy nadziei,
bo życie twoje się spełni,
gdy dzban się zbije, to skleisz,
szczęściem go znowu napełnisz.
SOS
W ostatniej chwili przyszła do mnie miłość,
o mały włos byłaby się spóżniła,
na me wołanie SOS przybyła
serce wówczas żywo znów zabiło.
Uratowała mnie od nagłej śmierci,
tkliwie objęła wytęsknione ciało,
wtedy we krwi mojej znów zawrzało,
radośnie drgnęło czułe serce w piersi.
Porwała mnie do szalonego tańca ,
wyrwała z mej piersi tętniącą muzykę,
pognałam w dal siną, jak konie kuligiem,
hen na wyśnionego świata krańce
Zagotował w mej krwi zmysłów grzaniec
wzburzył mój spokojny do tej pory umysł,
zagrzmiało we mnie jak w środku burzy,
porwało moje nogi w rozpętany taniec.
Na moje SOS znów przybyła
już dawno upragniona, pożądana miłość
jak jesienny wiatr liście, namieszała siłą.
Jestem szczęśliwa , że jednak zdążyła.
Subskrybuj:
Posty (Atom)