Pośród dojrzałej zieleni miasta,
co barwą swoją dodaje uroku ,
korona ławek zielonych wyrasta,
na których ludzie siadają do zmroku.
Kiedy dzień ciepły jesienią złotą,
gdy złote liście spływają do nóg,
tu emeryci siadają z ochotą,
czerwienią silną pali się głóg.
Do słońca wznoszą zmęczone twarze
dłonie kładą na swych kolanach,
parkowe drzewa pilnują, jak straże,
płynie w powietrzu cisza zasiana.
Ciche szepty prowadzą ze sobą,
pies przy ławce wygrzewa się w słońcu,
pan starszy wiadomość wyczytał nową
i komentarze zostawia na końcu.
A gdy nastąpią dni mokrej jesieni,
gdzie znikną ludzie, co się z nimi stanie,
bo tylko jedno się wtedy nie zmieni,
korona ławek na deszczu zostanie.
Lśniące w deszczu ławki zielone namokną,
smutną symfonię krople wybiją,
przyjrzą się drzewa spłakanym oknom,
lecz jakoś smętną jesień przeżyją.
Kiedy nastąpi znów jesień złota,
przyjdzie pan z laską i pani z psem,
pan starszy wiadomość wyczytał nową
i komentarze zostawia na końcu.
A gdy nastąpią dni mokrej jesieni,
gdzie znikną ludzie, co się z nimi stanie,
bo tylko jedno się wtedy nie zmieni,
korona ławek na deszczu zostanie.
Lśniące w deszczu ławki zielone namokną,
smutną symfonię krople wybiją,
przyjrzą się drzewa spłakanym oknom,
lecz jakoś smętną jesień przeżyją.
Kiedy nastąpi znów jesień złota,
przyjdzie pan z laską i pani z psem,
wtedy na ławce zasiądą z ochotą
i ktoś śniadanie znów drugie zje.
i ktoś śniadanie znów drugie zje.
Pięknie odmalowany słowami nastrój.
OdpowiedzUsuńCzytając aż się czuje tę scenerię. Wiersz bardzo sensoryczny- brawa!
OdpowiedzUsuń