niedziela, 27 grudnia 2015

BRATNIA PRZYJAŻŃ

Jego oczy mówią  wszystko, nie potrzeba  nigdy słów
 wierne, kochane psisko, cicho leży u moich nóg
.
Położy łeb na  kolanach, spojrzy w oczy głęboko
jakby ludzka mądrość mu dana, śmieje się do mnie szeroko

Jego ogon mówi  wiele, rozumiemy się ponad wszystko
bez słów,  przyjaciele, ja i moje kochane psisko
.
Wiem czego chce, gdy szczeka, jego mowa jest jasna, jak słońce
prowadzi do drzwi i czeka, abym z nim spacerował po łące
.
Jest wdzięczny za miskę jedzenia, wyczuwa moje nastroje
pocieszy w chwilach zwątpienia, dobrze nam z sobą we dwoje
.
Człowiek potrafi zawieść, ale nigdy ukochany mój pies
 wierny na złe i dobre,  zasłużył na swoją cześć
.
Chodźmy mój staruszku na spacer, w słoneczny jesienny czas
zawsze razem, do końca życia, bratnia przyjaźń złączyła nas

SINGIELKA

Bardzo serdecznie  zapraszam siebie na spotkanie z sobą,

dobrze czuję się z wybraną przeze mnie sympatyczną osobą

na kawie, herbatce z deserkiem przy okrągłym stoliku,

w przytulnym mieszkanku, wśród bibelotów bez liku

lub w kawiarni, podadzą pucharek z wybornymi lodami,

plotkując, likierek z anyżku zdarza   wysączyć czasami.


Miło mi z nią gawędzić, gdy tak naprzeciw siedzimy

lub chwilę pomilczeć, gdy  nad czymś mocno zamyślimy,

i  książką zanurzymy w labirynt cudzego życia,

lampką wina, kiedy nie mamy już nic do ukrycia,

ciepłym kocem,  okna pomalowane już przez noc grafitem,

oddajemy  nastrojowi, nic osobistego nie tracąc przy tym.


Lubimy swe towarzystwo, gdy idziemy boso po kwiecistej łące,

 szukamy  czterolistnej koniczyny w ukryciu rosnącej,

co przynosi kruche szczęście,  raz się w życiu komuś zdarza.

Każda z nas na moment, dziwnie i naiwnie się rozmarza.

Przyjdzie  chwila, kiedy miłość, jak choroba nas dopadnie,

a gdy minie nam gorączka,  już nic nie będzie tak wyglądać ładnie.




NIE MÓW

Nie mów proszę, już nic nie mów
miłość płocha
nie, nie trzeba żadnych słów
gdy się kocha
.
Oczy nasze są słowami
tu i teraz
spójrz, noc sypie diamentami
dla nas szczera
.
Posłuchajmy lepiej ciszy
i serc bicia
płocha miłość nas usłyszy
z ukrycia
.
Wtedy rzuci nas w ramiona
złączy dłonie
wznieci żaru iskry i spełniona
zapłonie

ROZWÓD

Zagniewani, odwróceni od siebie plecami
obrażeni na miłość, co od nich odeszła
przed samym nosem zatrzasnęła  drzwiami
zostawiła ich samych , już z nimi nie mieszka

Oskarżają, że okrutnie zawiodła , zdradziła
na początku tak wiele im obiecywała
wyjątkowa, czarowna, kusząca i miła
uwierzyli, że prawdziwa lecz ich oszukała
.
Wykrzyczeli do siebie, że słaba i mała
nie warto już jej szukać i nie będą czekać
co najpierw przyniosła, już wszystko zabrała
najprościej będzie odejść od siebie, nie zwlekać
.
Razem  solidarnie oskarżyli z łatwością
na nieobecną zrzucili w sądzie swoje winy
nie widzą, co stało  z ich dawną miłością
nie chcą  już szukać  innej niż ona przyczyny

PO ROZUM

Poszłam do głowy posprzątać niepotrzebne myśli
pełnej chłodnym wiatrem przywianych jesiennych liści
namieszały, zostawiły w mojej głowie zamęt
co rozlał się w niej niczym grafitowy atrament
.
Pobiegłam do wróżki, zaufanej powiernicy
by dała dobrą radę w wielkiej tajemnicy
jak poukładać  w głowie, by zrobić porządek
po rozum idż, rzekła, na dnia dobry początek
.
Szukałam, odnalazłam, bo kto szuka znajduje
pomyśl sama,  radziła, to nic nie kosztuje
włóż trochę wysiłku, zdmuchnij z całej siły
widzisz, już ich nie ma, choć przedtem straszyły

BABIE LATO

Gdy dni coraz krótsze i przyszedł już wrzesień
to mamy już jesień?
i chmury gęściejsze, a niebo deszcz niesie
to może już jesień
.
Choć wrzosy fioletem czarują po lesie
to może nie jesień?
lękliwa osika od chłodu się trzęsie
bo chyba jest jesień
.
Już wiatr podmuchem czupryny traw czesze
bo może to jesień ?
Nie jestem pewna,  wydaje mi się
 za wcześnie na jesień?
.
Już lasy się stroją lecz nic to nie zmieni
bo brak jest jesieni?
słońce swym ciepłem odpowie mi na to
że wciąż  - "babie lato"!

BAŃKA MYDLANA

W moich dłoniach  krucha, lękliwa, rozchwiana
delikatna, różnobarwna, niczym tęczy granie
nikła, jak oddech dziecka - bańka mydlana
drży o swe życie, o przetrwanie
.
Boję  się, póki jesteś w mych dłoniach zamknięta
 nie zdmuchnie ciebie losu wiatr przekorny
trwać będziesz przez chwilę czarowna i piękna
niczym brzdąc beztroski, niesforny
.
Jeśli wyrwiesz się  lekkomyślnie z mych dłoni
świat urzeknie  i uwierzysz mu naiwnie
do powrotu żadna siła cię nie skłoni
pękniesz, los tak ułożony dziwnie
.
Znikła,  został mokry ślad jej obecności
rozprysnęła się mydlana bańka już na zawsze
lecz znów stworzę cię na nowo, ku radości
może losy będą łaskawsze

UCZMY SIĘ

Uczmy się od  braci mniejszych
dają, czego nam brakuje
psów, co są jednym z najwierniejszych
kotów, co nam  ciepło ofiarują
.
Ptaków, co wierności  dochowują
śpiewem życie umilają
 smutek, radość i cierpienie czują
 jakże bliskie nam uczucia mają
.
Dajmy żyć, nie skazujmy na stoły ofiarne
patrz, jak  bezbronne proszą  oczami
płaczą, ich życie w naszych rękach marne
gdy stajemy się ich oprawcami
------------------------------
Był czas
wieźli   na stracenie w transportach, jak bydło
uwłaczając godności człowieczej i bratniej
w nieludzkim cierpieniu nawet życie brzydło
śmierć w oczy zaglądała łatwiej
-------------------------------------------------------------------

Los braci mniejszych podobny spotyka
kto by tam za nich dziś "szaty rozdzierał"
 przecież ten problem nas nie dotyka
uśpione sumienie nam  nie doskwiera
.
Dopóki tak myśleć , tak żyć będziemy
nie skończą się wojny , gwałty, zabijanie
gdy krew na rękach Kaina  niesiemy
co złamał z dekalogu piąte przykazanie

JEDNYM GŁOSEM

Gdyby SKRZYWDZONE  ISTOTY mogły krzyknąć jednym głosem,
zatrzęsło by ZIEMIĄ
Gdyby wszystkie  ISTOTY  DOBRE  tej Ziemi przejęły się ich losem,
otworzyło by się NIEBO
Gdyby wszystkie ZŁE  ISTOTY dało się spłukać ulewą do morza,
spłynąłby cały BRUD
a wtedy WSZYSTKIM na Ziemi świeciłaby wielka  ZORZA
i to byłby CUD
Wierz, że nam WSZYSTKIM na Ziemi, co jednym głosem mówimy
może być NAJ...
z umysłów, serc dobrych, rąk silnych WSPÓLNIE  łańcuch stworzymy
i będzie... RAJ

NIE JESTEM KANIBALEM

 Nie zjadam swoich braci, bo nie chcę ich śmierci
nie wbiję swe zęby w ich mięso
nie przyczynię się do ich cierpienia
jestem przeciwna zabijaniu
.
Nie udaję, że nic mnie to nie obchodzi
nie przechodzę obojętnie obok rzeżni
słyszę ich krzyk rozpaczy i bólu
zanim położą soczysty/ czyt. krwisty/ befsztyk na talerzu

ON MI JAK BRAT

Gdy z oczu moich spływa łza
przytulam się do mego psa
kiedy doskwiera mi ten świat
on mi jak brat
.

Cierpliwie wyczekuje mnie
radością oczy śmieją się
bezwarunkowo wierny tak
jest mi jak brat
.
Wyliże rany mojej duszy
ogrzeje sobą, łzy osuszy
i nie zawiedzie, to jest fakt
tyś jest mój brat
.

Kalectwa mego nie oceniasz
bo to dla ciebie bez znaczenia
i czy bez grosza, tak jak gnat
jesteś mi brat
.
Braci takich, jak ty, jest wielu
lecz ludzie są różni, przyjacielu
niejeden odpłaci ci , jak kat
choć tyś mu brat

RYTM

Setki przytulonych serc tańczy równo
w zaczarowanym kręgu
na wielkiej sali
Ziemi
.
Natura, orkiestra nadaje pulsujący rytm
wirują w tańcu, jak im zagra
dziś, jutro i do końca
Świata
.
Wodzireje dwoją się i troją krzykiem
by zmienić bieg tańca
lecz serca słuchają rytmu
Życia

KARNAWAŁOWA NOC

Na wielkiej sali ty i ja
prócz nas nikogo więcej
orkiestra nam do rytmu gra
łączą się cicho ręce
.
Konfetti skryły nas pod płaszcz
serpentyn oplótł zwój
karnawałowej to miłości czas
dziś jesteś tylko mój
.
I my wtopieni w spojrzeń toń
bez słów, z lampką szampana
tańczymy, gdy pulsuje skroń
w tę dziwną  noc do rana

KARNAWAŁOWA MIŁOŚĆ

W kosmos unosi nas taniec gorący
wirujemy w porywie namiętności
już szumi nam w głowach
od nadmiaru miłości
.
Na wiwat strzelają naszych uczuć szampany
upajamy się ich bąbelkami
 wznosimy, jak kolorowe balony
z najlepszymi życzeniami
.
Oplątują serpentyny, sypie konfetti doznań
a my tańczymy w zapamiętaniu
rozgrzani do wrzenia
w rytm pulsujących serc

BAŚŃ O ZŁEJ KRÓLOWEJ ZIMIE

Za siódmą górą, za siódmą rzeką...
historia tak się zaczyna
Kaj, chłopiec z baśni odjechał daleko
gdzie złej królowej kraina
.
Królowa śniegu porwała mi ciebie
okruch szkiełka wpadł w oko
gdy lustro złe duchy poniosły po niebie
by zrzucić na ziemię z wysoka
.
Lustro diabelskie taką moc miało
że Kaja w lód zamieniło
dopukać do jego serca nie dało
bo już dla Gerdy nie biło
.
Bajka o Kaju i Gerdzie się kończy
są na dwóch krańcach świata
lecz obraz pięknych wspomnień połączył
które poniosą przez lata

ZAKOŃCZONA GRA

U spiżowych bram stoi śnieżna straż.
Choć na przekór jej w dłoni serce mam
-ty na zwłokę grasz
.
Białych sopli chłód, jak sztylety dwa
dziś zabiły już moich uczuć głód
i dosięgły dna
.
To jest twoja gra, w którą wikłasz mnie
jak w pająka sieć chcesz by mówić - tak
i nie mówić - nie
.
Z oczu płynie łza, nie męcz dłużej mnie
w śniegu został ślad, zakończona gra
nie myśl o mnie źle

czwartek, 10 grudnia 2015

ZWYKŁY DZIEŃ

               
.



Zbudził mnie rano chłodny powiew wiatru,
za oknem jest szaro, deszcz siąpi drobny,
ludzie skuleni spieszą do pracy,
szarzy, jak dzień.

.
A pod powieką jeszcze sen się snuje
wnet go wiatr już porywa ze sobą,
oczy patrzą bystrzej, bardziej realnie
na szary dzień.

.
Znów szare myśli plączą się pod czaszką,
szare miny ludzi w szarej mgle znikają
smutno się robi na sercu każdemu
w ten szary dzień.
.
Lecz mgła opada, słońce rozpala,
ludzie się wtedy stają kolorowi
i przyklejają uśmiechy na twarz
w ten zwykły dzień.                                                                   / 1966r./

STOKROTKI


.

Gdy wspomnisz stokrotki, co patrzą na ciebie, radośnie,
to myślisz o wiośnie

łatwiej się śmiejesz, bo wszystko naprawdę wydaje się proste,
na wiosnę,

Gdy dywan z wdziękiem się stroi w stokrotki, nadto bogato,
to wiesz, że to lato,

nie martwisz się niczym, bo czujesz, że czas jeszcze na to,
gdy lato .

A jeśli zabraknie i łąka z oddali niestety przykry chłód niesie,
myślisz- już jesień

 zamiast wesołych, figlarnych stokrotek, fioletem tchnie wrzesień,
 pewne, że - jesień

A kiedy, niestety przed chłodem już nie uchroni nic potem
wesołych stokrotek,

to echo poniesie do wszystkich na łące smętną garść plotek
 koniec stokrotek.

Zabraknie nadziei, skromnych stokrotek bez pretensji,  grzechu
i jasnym uśmiechu,

co trzymają nas wiosną w radosnej beztrosce, by żyć bez pośpiechu,
w uśmiechu.

Śpią, wszechobecny smutek ogarnia, stokrotek już nie ma,
bo zima,

prawa natury i biegu czasu człowiek na ziemi nie zmieni-
i nie zatrzyma.

niedziela, 6 grudnia 2015

SPIESZMY SIĘ

                    




Spieszmy się czynić dobre uczynki,
małe i duże,
niech służą ludziom, jak słodkie rodzynki,
perły i róże
.

Spieszmy się czynić, gdy jest potrzeba
i wzywa życie,
niech się uchyli w nas rąbek nieba,
jawnie i skrycie.
.

Spieszmy się czynić, byśmy zdążyli,
z dobrych uczynków
zrobić bukiety, korale z pereł,
garść słodkich rodzynków.
.


.
S

MIŁOŚĆ

                  




Chciałam koniecznie dotrzeć do Miłości,
choćby na skróty, nie grzech,
być powitaną, jak najmilszy z gości,
aż nagle " objazd" pech !



Zawiłą jest droga do pięknej Miłości,
chciałam ją poznać, no cóż,
wymaga to jednak większej cierpliwości,
nie ma bez kolców róż.


Dołożę czasu, ominę przeszkody,
grzecznie posłucham nakazu,
nie straci Miłość ze swojej urody,
gdy  dotrę,  choć nie od razu .

-----------------------------

 W mej wyobraźni już jestem w Miłości,
podziwiam uroki w słoneczku
i marzę słodko ku mojej radości,
by siąść na ławce w Ryneczku.



PAN JERZY

                     




Mieszkała pod liśćmi na działce liczna rodzina jeży,
często złotą jesienią odwiedzał ją dobry pan Jerzy,
tak długofalowej przyjażni zadzierżgnął się węzeł mocny,
że w dzień czekały na niego, choć są to zwierzątka nocne.



Na powitanie serdeczne maszerowały wolno gęsiego,
bo zawsze mogły liczyć na przysmak od pana Jerzego,
najpierw szedł tata i mama, potem sześcioro dzieciątek,
lecz na tym się nie kończyło, był to zaledwie początek.



Pan Jerzy miał dobre serce, obdzielał też wujków i ciocie,
ci też mieli swe dzieci, więc w tym pochodzie szły krocie,
Noski zadarte do góry i oczka diamentem świecące
patrzyły na pana Jerzego, co serce miał kochające.



Lecz kiedy przyszło nieszczęście na całą rodzinę jeży,
przyjąć pod dach się nie wahał o dobrym sercu pan Jerzy,
gdy karmi, przytula, dopieszcza, jak swoje rodzone dzieci,
one w poczuciu wdzięczności chowają swe igły na grzbiecie.
                                









WELON

                    





Welon zapachu perfum za tobą

Myślisz, on królem, ty jego królową

Spełnia się bajka, iskierka mruga

Zależy od nich, czy będzie długa

W miłosnej zgodzie, splotły się dłonie

Włożyli korony, choć skronie nie młode

Z iskierki uczuć, płomień się stanie

czy welon perfum tylko zostanie

ONA

                        





Lód spojrzenia, chłód oddechu

Soplozimna bez uśmiechu

Bladolica, władcza, dumna

Piękna, zła i  bezrozumna


Garścią śniegu rzuci wiatrom

Lub zahuczy sowom rzadko

Mgłą zasłoni pola zgrzebne

Strąci ptactwo w dół podniebne



Pejzaż srebrem zamaluje

Chuchnie, huknie, zawiruje

Zaszaleje opętana

Biała suknia potargana



Wiatr poniesie welon brudny

I porzuci w polu smutnym

Mgłą otuli swoją nagość

Brylantami sprawi radość


I zapłacze i zawyje

W las się wedrze, sama żyje


Sieje ciszę, skryje w bieli

I usypia w swej pościeli




BEZ ZŁUDZEŃ

       



Otwarte bramy słów wylewają strumienie

Szczerości  nów, fałszywe brzmienie

Dotyk rąk beznamiętny, powieki opadłe w dół

Jak aktor wzięty tniesz słowem na pół

Bez złudzeń, szkoda słów

Nie obiecuj pięknych snów

TY

         



Choć rwą się wątki, jak struny szarpane

niosę z tobą życie rozedrgane

Dźwigam skarby marzeń, choćby niespełnione

życie z tobą jest nieocenione
.
Choć krótkie i trudne lecz niebanalne

raz z tobą dane, już niepowtarzalne
.
Od losu przyjmę, co mi zapisane

bo życie z tobą nigdy nie przegrane

KRYSZTAŁOWA KULA





Kryształową kulę w moich rękach trzymam
nie upuszczę, nie rozbiję
  i nikomu nie dam

W niej ukryte są przygody, których los nie skąpi
przez różowe okulary patrzę
  i nie wątpię

Czarodziejska jasnoświetlna, ukryłaś się we mnie
bo me życie kryształowe zależy
ode mnie

PERŁY




Różowe muszle oczu
ukryte w nich perły twoich spojrzeń
spływają na moje ręce

Zbieram je w podzięce, że dają mi raj
już nic nie chcę więcej


W gąszczu wodorostów twych włosów
nieskalane, niezgłębione
w ukryciu, jak przyłbice
kładą cieniem skrytych myśli tajemnice

Rozjarzyły się spojrzeń latarnie
rozświetliły perły w mojej ręce
w nich odnalazłem swój raj
już nie chciałem od losu
nic więcej

ĆMA


.

Spalam się w świecy twojego spojrzenia
jak marna ćma

Jak długo mi każe znosić cierpienia
twoja gra

Ocean mych myśli i bezmiar pustyni
owładnął mną

Czy mam zostać graczem w tej grze z tobą, miły
czy raczej ćmą

Wybieram - graczem, może niebezpieczna
więc spalisz się

bo moja miłość to broń obusieczna
Ugodzi cię

GDY



Gdy pewnego dnia do twych serca drzwi
zapuka los
i z uśmiechem swym odda w ręce twe
zamiast złota trzos
niepozorną tę, zwykłą małą rzecz
to w podzięce
poślij uśmiech , przyjmij i nie marudź już
uprzedź serce
Zajrzyj w środek tam, aż na samo dno
i przekonaj
czy tam cud , miód, skarb, co jest wiele wart
wyboru dokonaj
Bo jak niesie wieść, nie oceniaj rzecz z pozoru
bo złudne
niech nie zwiedzie fakt, niekoniecznie złotem
co tak świeci cudnie

ZAKRĘCONA



.
Po bezdrożach biega ona.
zakręcona

wiecznie przygód szuka ona
zakręcona

wpada w doły i kałuże
małe , duże

choć dni, lata w biegu gubi
da się lubić

za optymizm, radość, śmiech
każdy jej wybaczy
grzech

JAK W BAJCE


.

.
Zachwycał się mały ogrodnik
królestwem róż
w swym ogrodzie
.
Z rozkoszą wchłaniał woń perfum
z podziwem przyglądał
niezwykłej urodzie
.
Pielęgnował cierpliwie, starannie
 i z wielką miłością
Były dla niego wszystkim
życiem i radością
,
Pokochał każdy płatek
kształty  barw odcienie.
Lecz w bajce, jak w życiu
są blaski i cienie
.
Bo róże choć piękne, bordowe
jak dojrzałe czereśnie,.
tysiącem swych kolców do krwi
wciąż kłuły boleśnie
.
Tak bywa, nie bacząc ,
w miłości można stać się, cóż
sługą kolców i róż

DRABINA




Zmęczona drabina
o ścianę się wspiera,
bo każdy z jej szczebli
wciąż trzeszczy i gdera.
.
Czelność wyższych szczebli
z niższymi się spierać,
wymagać, wręcz żądać,
pokłony odbierać
.
W rozgardiaszu, hałasie
tak się zapomniały,
że ze złości, zazdrości
szybko się złamały
.
Jaki skutek to miało
nietrudno jest zgadnąć
ogółem posmutniało,
bo wiele z nich spadło
.
Przyszedł więc gospodarz
naprawił drabinę,
czy coś się zmieniło,
może odrobinę.

piątek, 1 maja 2015

DASZ RADĘ


Mówisz: wystarczy chcieć?- Jakie to trudne!
kiedy sto kilo przygniata do ziemi,
a każde słowo się staje obłudne,
myśl czarna, że w życiu już nic się nie zmieni.

Gdy szarość dopada cię w takiej godzinie,
a każda doba jest pustą wiecznością,
daj sobie pomóc, uwierz, że to minie,
człowiek choć skomplikowany jest doskonałością!

Stworzył na swój obraz, podobieństwo z miłości,
Ten, który nie jest początkiem ni końcem,
tchnął w twoją duszę  pierwiastek boskości,
byś  cieszył się ziemią, powietrzem i słońcem.

Gdy poczujesz się słaby, bezradny jak dziecko,
pomyśl o Tym, kto ciebie stworzył z radością,
niech choroba nie będzie już twoją ucieczką,
człowiek, choć skomplikowany jest doskonałością !

Dasz radę, potrafisz, bo masz wolną wolę,
nic cię nie zwalnia z odpowiedzialności,
przed Tym co na ziemi powierzył ci rolę,
bo jesteś Jego dziełem- doskonałej boskości.

czwartek, 30 kwietnia 2015

WIOSENNE IMPRESJE cd.






        Bzy

To w oczach skry  na słowo- ty
bajeczne sny, kolorów gry
i szczęścia łzy, bo- tylko my


Konwalie

śnieżne 
moralnie bezgrzeszne
białe i czyste
wręcz przeźroczyste
w ich niewinnościach
utoniesz w wonnościach



Piwonie

każda z nich płonie w płatków koronie
pulsują skronie i drżą me dłonie
w szczęścia łez tonie każda myśl o niej.

A gdy przekwitną bzy i piwonie
czy dalej będziesz -ty?
nie zapomnisz o niej ?
kiedy konwalie zwiędną
zostaniesz ze mną
na pewno ?

wtorek, 28 kwietnia 2015

SZCZĘŚLIWY CZŁOWIEK








Szczęśliwy człowiek ten, co niespełniony,
i w niespełnieniu jego rodzą się marzenia,
bo kiedy z pragnień życie jest złożone,
tym większa szansa ich urzeczywistnienia.

Nic,gdy w kieszeni pusto lub dwa grosze,
ale świat cały otwarty przed tobą,
powiedz:"bogaty jestem, bo marzenia noszę,
choć biedny, zawsze pozostanę sobą".

Nie wyobrażasz sobie, ile w tobie siły,
co góry przeniesie, kiedy tak zamierzysz,
noś w sobie marzenia, aby się spełniły,
realnym się stanie, gdy tylko uwierzysz.

Kiedy się spełnią, nie rezygnuj z marzeń,
szczęśliwy człowiek ten, co niespełniony,
bo nieustannie czuje głód nowych wrażeń,
w wiecznym szukaniu niezaspokojony.

niedziela, 5 kwietnia 2015

WIOSENNE IMPRESJE











Forsycje

Są kwiaty, które mają ustaloną  pozycję,
to forsycje
z przesadną zazdrością 
na gałązkach się moszczą
wczesną wiosną

Podtrzymują coroczną rodzinną tradycję,
to forsycje
przyjaźnią z baźkami
witają z krokusami
i z nami

Oczekują, by stworzyć dla nich kompozycje,
to forsycje
na żółto odziane
często przytulane
są mile widziane

Nie chcą przystać na inną propozycję,
to forsycje
chcą być pierwsze
by pisać im wiersze
najlepsze


Tulipany

W tym wyrazie zbiór trzech słów  skrywany
"tuli", "lipa",  "pany",
bądź tu mądry, pisz wiersze,
co dodać jeszcze?
 to, że są wesołe, różnokolorowe,
nie próżne, ale honorowe,
bawią, bardzo cieszą,
niektórych z nazwy śmieszą,
 panowie ich nie tulą, ani one panów,
jednak mają swoich fanów,
czynią bowiem z wiosny-
okres radosny


Bratki

Jak sympatycznie  patrzą na nas te kwiatki,
ach,  to ukochane bratki,
to  mali, filuterni braciszkowie,
co bardzo kolorowo i pstro mają w głowie.

Śmieją się do nas braciszkowie szeroko,
puszczają zawadiacko  oko,
wiosną i latem chętnie towarzyszą,
 długo sobą nasze oczy cieszą.

Jak nie pokochać te wszystkie kwiatki,
sadźmy je w doniczki i na rabatki,
odwdzięczą się przyjaznym uśmiechem,
mrugną okiem figlarnie na pociechę.

wtorek, 31 marca 2015

PRZEDWIOŚNIE







Jeszcze buty toną w zimowych czarnych grudach
namokłych od łez topniejącego i brudnego śniegu,
co czule otulił  ziemię po jesiennych  trudach
 jeszcze swoje resztki pozostawił w biegu
 
Gospodarskim okiem ogarnęłam całość tej dziedziny,
czy wszystko na swym miejscu do dziś pozostało, 
odkryłam  w śniegu tropy nieznanej  zwierzyny,
szukam śladów wiosny, której  brakowało.

Patrzę w trawę, co wychyla kępami nieśmiało,
spod  śniegu lichego niczym kry na rzece,
z uporem szukam czegoś, by nadzieję dało-
śladów, które wiosna  powierzyła mej opiece.

Rozgarniam resztki zbutwiałych zeszłorocznych liści,
jeszcze szarość króluje i panoszy butnie,
wkrótce deszcz wiosenny  ziemię zmyje i oczyści,
ożyje wszystko co przez zimę tak zasnęło smutnie.

poniedziałek, 30 marca 2015

TAM CHCĘ BYĆ








W ogrodach mojej wyobraźni sady są pełne kwitnących jabłoni,
deszcz różowo-białych płatków spływa do moich otwartych dłoni,
nade mną kwiaty chmurą białą osiadły gęsto na drzew ramionach,
ziemia radością rodzenia nabrzmiała, cuda wydaje, szalona.

W moich ogrodach wyobraźni, trawnik  ściele zielonym dywanem,
do ciebie boso idę z radością, źródlanej wody dzbanem,
wirują biało-różowe płatki, na czarne włosy spływają deszczem,
ziemia, spragniona o wody dzban prosi nieskromnie jeszcze.

W mych ogrodach wyobraźni, pstre ptaki śpiewają miłości trele,
stoję, słucham zaklętych arii,  zakłócić chwili nie ośmielę,
w chmurze biało-różowych płatków gniazdo uwiła szczęśliwa rodzina,
we włosy zanurzam dłonie, z uśmiechem pachnący kwiat wpinam.

W ogrodach mej wyobraźni czas się zatrzymał, niech żyje wiecznie,
już nie chcę opuścić, chcę pozostać na zawsze zawsze, koniecznie,
deszcz różowo-białych płatków zasypie mnie do upojenia,
w tym kwietnym sadzie, co daje dużo miłości , a mnie natchnienia.

O WIECZORNEJ PORZE







O wieczornej porze, gdy zachodzą zorze,
a świat się spieszy do swoich pieleszy,
wzbijają się w chmury modlitw całe góry,
te jak ptactwo śnieżne,tamte zaś drapieżne.

Rozlatują w locie,niczym zbójców  krocie,
ściągają dziobami, drapią pazurami:
jedne są prawdziwe, a drugie fałszywe,
trzecie bardzo tkliwe, inne nieuczciwe.

Poprzez te modlitwy,niczym z pola bitwy
tylko zaś niektóre wzbijają się w górę
do niebiańskiej ciszy, Bóg je tam usłyszy,
gdy dotrą do progu, będą miłe Bogu.

Te zaś co złorzeczą, niczym wrony skrzeczą,
spadają do ziemi, los się ich nie zmieni,
zostanie im trwoga, nie dotrą do Boga,
jak twarde sumienie, zamienią w kamienie.


Wszystkie proszą "Boże", niechaj im pomoże.
Bóg uważnie śledzi, jak przez sito cedzi,
rzetelnie rozgarnia złe plewy od ziarna,
bo ziarna, nie plewy będą pod zasiewy.

Einstein to wiedział, przed śmiercią powiedział:
"z Bogiem nie ma żartów", więc się z Nim nie targuj,
odziej się w pokorę, spełniaj  Jego wolę,
Bóg cię sprawiedliwie oceni życzliwie.


niedziela, 29 marca 2015

SKRZYPCE




Piękna panna o zgrabnie skrojonym kształcie,
wnętrzu głębokim, co kryje duszę wrażliwą,
subtelnie śle melodię cichą i płaczliwą,
smutną, jak pieśń syreny,
co jest zaproszeniem  wartym wielkiej ceny -
na duchową ucztę przy wieczornym raucie,

rozesłanym słuchaczom, którzy ją usłyszą.
Śpiewa coraz głośniej, w różne świata strony,
żaląc się, jakby miała psyche rozstrojoną
i płacze nad sobą.
Zanosi się od szlochu tą wieczorną dobą,
burzy dobry nastrój i pogodną ciszę.

Jak porzucone dziecko szuka swojej matki,
tak w sumieniach słuchaczy odciska się piętno,
już krzyk rośnie w głowach i podnosi tętno,
serce z klatki wyrywa
rozkrzyczanej panny nic już nie powstrzyma
rwą się w strzępy wysokich tonów ostatki.

Nagle cisza, słuchacz ręce do oklasków składa,
choć artysta dociska smyczek do strun jeszcze,
gra już jest skończona, słychać krople deszczu,
tempo niknie, zwolnione,
namiętności  panny są zaspokojone,
skrzypek z namaszczeniem instrument odkłada.

sobota, 7 marca 2015

W ŻYCIU IDŹ DO PRZODU


 
 
W życiu idź wciąż do przodu, nie oglądaj się w tył.
Od wschodu aż do zachodu zmiataj z drogi pył!

Śmiało wspinaj do góry, nie patrz nigdy w dół.
Przed tobą słońce, chmury i wiatr będziesz czuł.

Odcinaj kupony życia, nie żałuj niczego wstecz.
Nie rzucaj słów bez pokrycia "być" i "mieć".

Żyj tak byś nie żałował, nie żałuj tylko naprawiaj,
obracaj w czyny słowa, niczego się nie obawiaj!

Choć spotkasz w drodze smoki, one są tylko na niby.
Wciąż smakuj życia uroki, bądź szczęśliwy!

piątek, 6 marca 2015

FILOZOFIA MARCINA






Chrapie głośno Marcin, wnet się słodko przyśni
filozofia życia, biedakowi:
" choć sie nie chce, ale jak sie co wymyśli,
to na pewno już sie  zrobi".

Nie mógł pospać,bo wnet kumple z piwem przyszli,
w głowie mącić rodakowi:
"choć sie nie chce, ale jak sie co wymyśli,
to napewno już sie zrobi! "

Gdy kolesiom piwa zbrakło, w różne strony pryśli,
wbiwszy klina Marcinowi:
"choć sie nie chce, ale jak sie co wymyśli,
to napewno już sie zrobi!"

Chwycił się krzywego płotu, ogumione buty czyści
i mocno się głowi:
"choć się nie chce, ale jak sie co wymyśli,
to napewno już sie zrobi?"

Filozofia ta chwyciła Marcina za serce i duszę,
dziurę w płocie drobi,
"choć tak bardzo mi sie nie chce,ale jednak musze-
znowu pospać sobie".

SZCZĘŚCIE MA TO DO SIEBIE


Szczęście ma to do siebie, że jest kapryśne.
Raz czujesz się jak w niebie, innym, jesz kwaśne wiśnie.

Raz śmieje się do ciebie, lub rani smętną nutką.
Szczęście ma to do siebie, trwa chwilę bardzo krótką.

Rozpieszcza, kocha ciebie, lub każe płakać rzewnie.
Szczęście ma to do siebie, że jest jak welon zwiewne.

Raz czujesz się jak w niebie lub oczy masz wilgotne.
Szczęście ma to do siebie, niestety jest przelotne.

Choćbyś chciał mieć je częściej, już więcej nic nie pytaj.
Jeśli więc spotkasz szczęście, dogoń i mocno schwytaj.

niedziela, 22 lutego 2015

NIE WOLNO OKŁAMYWAĆ ANIOŁÓW




Z aniołami żyj zawsze  w zgodzie,
 nie wolno okłamywać aniołów,
czy jesteś na lądzie, czy w wodzie,
bądź uczciwy.

Nie zagrywaj z nimi w pokera,
nie próbuj też grać na zwłokę,
poznają  duszę szulera,
bądź uczciwy.

Nie wciągniesz ich w żadne układy,
nie przekupisz na żaden sposób,
aniołom nie dasz rady,
bądź uczciwy.

Więc uważaj, bo są koło ciebie
możesz się im mocno narazić,
anioły są nie tylko w niebie,
bądź uczciwy.

ANIOŁY MAJĄ SKRZYDŁA DWA





Mamo, wiesz, że mój anioł ma skrzydła dwa,
dlatego wysoko lata.
Synku, ma skrzydła  , by chronić od zła,
te skrzydła to mama i tata.

Mamo, bardzo zaboli, gdy skrzydło złamie?
czy będzie kiedyś latał?
Synku, już nie poleci, na ziemi zostanie,
bo skrzydła to mama i tata.

Mamo, co zrobi, gdy skrzydła odpadną?
Kto mnie wtedy osłoni?
Synku, anioł otuli istotę bezradną,
wyciągnie ręce w obronie.

Mamo  i tato ,  on skrzydła ma zdrowe
 będzie  mógł latać wysoko
Synku, zawołam go dobrym słowem
na pewno zostanie z ochotą


 

piątek, 20 lutego 2015

PRZYSZŁA WIELKA SPRAWIEDLIWOŚĆ


 



Sam już nie wiem, czy to prawda, czy to między bajki włożyć,
przyszła Wielka Sprawiedliwość propozycję ludziom złożyć.

Pani szlachetnego kroju, ale skromna w swojej mowie,
witam, rzekła, do was właśnie pragnę zwrócić się posłowie.

Wy jesteście na świeczniku, co powinien błyszczeć blaskiem,
lecz co chwilę ktoś niestety wylatuje z wielkim trzaskiem.

Tu nie chodzi przecież o to, by się chłostać mokrą rózgą,
lecz nie róbcie z sejmu cyrku, ani ludziom wody z mózgu.

Gdy się na to patrzy z dołu, to się widzi bardzo wiele,
dużo szumu, dużo krzyku, a efektu tak niewiele.

To i tak jest cud natury, że się wszystko trzyma kupy,
naród desperacko skleja rozbijane wciąż skorupy.

Grunt nierówny, po nim twardo stąpa naród bardzo dzielny,
nie rozmieni jej na drobne, polskiej ziemi zawsze wierny.

Chłop potęgą jest i basta, wie, że bronić ma ją po to,
ziemia-narodowy skarb jest, przynależność,"polskie złoto".

Tu mądrego trzeba Piasta i uczciwej wręcz Rzepichy,
by po łapach dać złodziejom, co ze wspólnej kradną michy.

Lud cierpliwy ponad miarę, lecz już przez was ledwo dyszy,
- by nie spotkał los Popiela i nie zjadły was też myszy.

Do historii sięgnąć trzeba, patriotów  tam szukajcie,
naród pracą, uczciwością, wzorem tamtych przekonajcie.

Bo w niechlubnej się inaczej zapiszecie wręcz historii,
przegonimy was w niesławie, nie zaśniecie już spokojnie.

Naród górą, naród siłą, naród to jest sól tej ziemi!
Naród wybrał, decyduje, naród może wszystko...zmienić!

czwartek, 19 lutego 2015

NIE SIEDŻ W KĄCIE



Siedź w kącie, a znajdą cię, szepnęła do siebie miotła-
tak babcia i mama uczyły mnie, więc skromnie warkocz zaplotła.

 Cóż pewnie obrosnę kurzem i pajęczyną pokryję
więc się pomalowała różem, korale założyła na szyję.

Ale wciąż w kącie stała, nie miała odwagi wyjść z cienia,
często gorzko płakała, znosiła po cichu cierpienia.

Aż minął jakiś czas długi, o miotle już zapomniano,
zjawił się przedmiot drugi, odkurzacz go nazywano.

W kącie nie chciał siedzieć, wciąż warczał, ryczał i trąbił,
bo każdy musiał wiedzieć, że nikt go nie zastąpi.

W taki sposób trafiony, przy tym bardzo  prosty,
stał się niezastąpiony odkurzacz- domorosły!

PIES





 

W rowie
przy drodze leży pies,
jak wyrzucony śmieć
i nawet już nie marzy,
gdyż jego pan, nieczłowiek-bies,
bo jego pan, ten dobry pan, któremu służył,
uznał, ze pies to prawie rzecz,
na starość już się zużył.



Nieczłowiek -
bies odjeżdża z piskiem,
a psu tak pana brak,
leży rzucony niczym śmieć,
nikt się nie przejmie starym psiskiem,
bo jego pan, ten dobry pan, któremu służył,
obdarł z szacunku, jak zbędny wrak
co go jak przedmiot użył.


Podniósł się słaby,
w nadziei  przy szosie,
gdzie auta pędzą z piskiem,
czeka na pana, biesa i kata,
o, ironiczno tragiczny losie!
bo jego pan, ten dobry pan, któremu służył,
nie przejmie się już starym psiskiem,
gdyż całkiem mu się znużył.


Wpadł wkrótce pies
 pod koła wprost,
ktoś rzekł, niech się nie męczy,
zostawił w worku w rowie rannego,
a on zobaczył tęczowy most!
bo jego pan, ten dobry pan, któremu służył,
pozwolił mu w cierpieniu przejść
na drugą stronę tęczy.

wtorek, 10 lutego 2015

HYMN SENIORÓW



Hej dziewczyny, hej chłopcy po 60- tce,
niechaj się hymnem stanie ta piosenka,
nie zmartwią nas lata nadchodzące,
gdy jeszcze z zachwytu opada szczęka.

Cóż z tego, że panów rąk drżenie chwyta,
bez laski zaś nogi się gną z omdlenia,
kiedy przechodzi po 60-tce kobita,
co robi tak mocne na nich wrażenie.

W paniach po 60-tce zaś tkwią wspomnienia
o 1-ej miłości z panami, co teraz
 po 60-tce są bliskie spełnienia,
kiedy na drodze spotkają się nieraz.

Przez okulary spojrzą w swe oczy,
do deski grobowej nic ich nie rozłączy,
Ciało by chciało, wszak duch ochoczy,
a ręce się plączą,  jak gałązki pnączy.

Laska się z laską stuka do wiwatu,
nieważne zaczeski, protezy, peruczki,
gdy miłość swoją ogłoszą dziś światu,
a welon pani poniosą prawnuczki.

Dopóki humor się trzymać nas będzie,
uśmiechać i śmiać się z innymi możemy,
to będzie nam dobrze zawsze i wszędzie
radość z życia wciąż czerpać będziemy.

środa, 4 lutego 2015

JESIEŃ EMERYTÓW




Pośród dojrzałej zieleni miasta,
co barwą swoją dodaje uroku ,
korona ławek zielonych wyrasta,
na których ludzie siadają do zmroku.

Kiedy dzień ciepły jesienią złotą,

gdy złote liście spływają do nóg,
tu emeryci siadają z ochotą,
czerwienią silną pali się głóg.

Do słońca wznoszą zmęczone twarze

dłonie kładą na swych kolanach,
parkowe drzewa pilnują,  jak straże,
płynie w powietrzu cisza zasiana.

Ciche szepty prowadzą ze sobą,
 pies przy ławce wygrzewa się w słońcu,
pan starszy wiadomość wyczytał nową
i komentarze zostawia na końcu.
 

A gdy nastąpią dni mokrej jesieni,
gdzie znikną ludzie, co się z nimi stanie,
bo tylko jedno się wtedy nie zmieni, 
korona ławek na deszczu zostanie.

Lśniące w deszczu ławki zielone namokną,
smutną symfonię krople wybiją,
przyjrzą się drzewa spłakanym oknom,
lecz jakoś smętną jesień przeżyją.

Kiedy nastąpi znów jesień złota,  
przyjdzie pan z laską i pani z psem,
wtedy na ławce zasiądą z ochotą 
i ktoś  śniadanie znów drugie zje.

WYBACZ MI WIETRZE





Wybacz mi wietrze, zaplątałam się w drzewach
utknęłam w gałęziach, nie wzleciałam daleko
chciałeś mnie ponieść wysoko do nieba
 tam gdzie wielki nieznany świat czeka.

Wybacz mi słońce, przed tobą uciekłam
w cieniu czekałam, oczy zasłoniłam
już wiem, że wiary zbyt mało miałam
wiele pragnęłam, przed czymś się broniłam.

Wybacz mi rzeko, wód zimnych się bałam
fal szerokich co ponieść mnie chciały
bo sama jedna, na to sił nie miałam
wiem, że zbyt mały był mój zapas wiary.

Jeden uśmiech i dobre słowo to zmieniło
z wiatrem poleciałam, słońce odszukałam
siły znów wróciły, wiary mi przybyło
wchodzić na szczyty  już się nie bałam.

ŻYCIE PODOBNE DO BIEGU RZEKI



Życie  podobne jest do biegu rzeki
płynie, jak woda, poprzez różne wieki
nieprzerwanie, niezmiennie, perpetum mobile
tylko się etapy zmieniają co chwilę.

Życie  podobne  do rzeki co płynie 

ma  początek w źródle, w końcu w morzu ginie
od narodzin bierze zawsze swój początek
 do samej starości, co rwie życia wątek.  


Źródło jest małe, kryształowej  czystości
jak kochane niemowlę, co sprawia radości
woda bystro  skacze, a to już potoczek
małe dziecko ciekawskie, żwawe i urocze
 

Jeszcze z gór spływa  w zieloną dolinę
to etap rozwoju w chłopca lub dziewczynę
jeszcze swawolna, czysta, prędko płynie dalej
młodzież w pasji  zdobywa nauki wytrwale.

Potem płynie już wolniej po dolinach ziemi
człowiek dojrzewa do życia, które wszystko zmieni
miłość, rozczarowanie, związek uczuć , praca
rzeka meandruje, w korytach zawraca,
,
Niczym rzeka, co zbiera w  biegu męty, muły
tak człowiek rzeźbi swoje sumienie, skrupuły
płynie już znacznie wolniej w szerokim korycie
człowiek odpowiedzialniej realizuje  życie.

Znów przejmuje dopływy, małe rzeczki, dzieci,
 rybak wszystko co  żyje w niej zbiera do sieci,
 człowiek już dźwiga bagaż doświadczeń powoli,
zmęczony, czyni plany z dużą siłą woli.

Rodzi dzieci, dom stawia, ma porażki, radości,
przyjdą wnuki, nastąpi czas spokoju, starości,
rzeka szeroko, leniwie do ujścia już płynie,
wkrótce wpadnie do morza i zniknie  w głębinie

Zwróci wszystko, zbierała, użyźni tu glebę,
to spełnienie przyrody, by życiem dać siebie,
tak samo,  jak  rzeka my dzieciom  oddamy, 
wszystko to, co przez całe swe życie  zbieramy.

DZIĘKUJĘ ZA CISZĘ





Dziękuję za ciszę, którą słyszę
za powietrze i deszcze,
za wody szum, milczący tłum
wiatr co we włosy się wkradł.

Dziękuję za gwar i jego czar
za wejście na szczyt, gdzie nie był nikt
za słońca żar co pali na skwar
spokój co dodaje uroku.

Dzięki za uśmiech i mnóstwa uciech
za ludzką mowę z dobrym słowem
za życia dar i losu fart
za bliskość, słowem za wszystko!

JESTEŚ TEGO WART




Kiedy wszystko wali się, porywa cię w otchłań rozpaczy
sypie się jak domek z kart,
uwierz ,że po jakimś czasie będzie dobrze, inaczej
jesteś tego wart

Jeśli nagle twoje słońce przesłonią czarne, złe chmury
nie spotka cię fart,
uwierz, że masz w sobie wielką siłę, co przenosi góry
jesteś tego  wart.

Nie zawsze znajdzie się, kto ci w potrzebie rękę poda,
to twój samotny start,
dasz radę, niech ci jasnych skrzydeł dobra myśl doda
jesteś tego wart.

Uwierz w siebie,  potrafisz, jak feniks z popiołów  odrodzić
 zrzucić  przykry garb
człowiek ma prawo do słabości, jednak potem dumnie chodzić
 tyś tego wart.

ŻYCIE



Życie jest ani ładne, brzydkie, sami wiecie
ani dobre, złe, każdy widzi
nie oszczędza, gdy przychodzi tułać się po świecie
kiedy los z nas drwi i szydzi.

W życiu trzeba brać się z przeszkodami wciąż za bary
 są, by je  pokonywać
 nie  mów, że to dopust, żeś jest słabej wiary
 łatwo gór się nie zdobywa.

W życiu idziesz  raz pod prąd, nieraz z prądem płyniesz
 potykasz się  o przeszkody
 jednak myśl, że radę dasz na pewno,  nie zginiesz
boś jest duchem młody.

Życie uczy świętej  cierpliwości i wielkiej pokory
nie powód, by na kolana padać,
więc idź prosto i pochylać głowy nie bądź skory,
ani winy na los składać.

Kiedy z perspektywy patrzysz na swe życie,  z góry,
tolerancji się nauczysz , zgody, 
bo gdy jasne słońce znów wychodzi spoza  chmury,
 przynosi czas pogody.
 

poniedziałek, 2 lutego 2015

Anioł Stróż




Przeciskam się przez tłum z moim towarzyszem doli, a właściwie przyjacielem, bo jest ze mną na dobre i złe. Można powiedzieć więcej "na złe", bo wtedy albo mi szepnie do ucha "uważaj", albo złapie za rękaw i przytrzyma. Jest bardzo skromny, idzie za mną z tyłu, dyskretnie milczy, nie narzuca się swoją osobą i daje mi czas na refleksję. Właściwie bardziej go wyczuwam niż widzę, chyba, że oczami wyobraźni. Nie wiem jakbym bez niego nieraz sobie poradziła. Czasem, tak po ludzku martwię się o niego, aby mu się broń Boże nie złamało skrzydło .Myślę sobie w duchu "nie opuszczaj mnie nigdy ", bo przecież trzeba mieć do mnie nieraz świętą cierpliwość, aby przy mnie wytrzymać. A on właśnie taki jest- dobry, cierpliwy... Widzę na przeciw siebie zmęczonych, zamyślonych i spieszących dokądś ludzi, a za nimi pochylone anioły. Nie odstępują ich ani na krok, mimo, że niektóre mają już wybrudzone, poszarzałe szaty, poprzetrącane skrzydła...Hm, może nie wszyscy wiedzą o swoich aniołach i dlatego nie dbają o nie?
 ----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 Opadło skrzydło aniołowi,
zwichnął, gdy starł się z diabłem,
schował obydwa pod suknię
 i został na ziemi wśród ludzi.
A oni myśleli, że to tylko garbus.
-------
Pochylił się Pan Bóg nad jego bezradnością
"zastąpię ci twoje ręce i nogi"
włożył mu w usta ołówek
"maluj" powiedział i stał się ...cud
-


 ---------------------------------------------------------------------
 POWÓD


Poprosiłem ją o rozwód. Ja-powód, ona pozwana. Rzeczywiście jestem oczywistym powodem tego,aby uwolnić ją od siebie. Ona płacze,że mi wybacza, a ja nie chcę . Nie  i nie!
Za dobra dla mnie! Już w sądzie powiedziałem nawet, że biorę całą winę na siebie, byle tylko ten rozwód dostać! Moją winą jest to,że nie chcę mieć dzieci, a ona chce!
Nie zgadzamy się pod tym względem! Nie tylko to nas różni, ale to nie żona ma pretensje do mnie, Wysoki Sądzie! To ja mam! Proszę o rozwód z powodu różnicy charakterów, nie dogadujemy się! Chciałem zniechęcić ją do siebie i zacząłem pić. Ona nic. Przeniosłem się do drugiego pokoju i sam zacząłem siadac do stołu, a ona nic! Robię zakupy dla siebie! Za chwilę chyba w ogóle przeniosę się do mamusi,bo Ona cały czas nic! Ja chcę rozwodu, bo ja chcę do mamusi! U mamusi nie muszę nic robić, mamusia  będzie mnie żywic ze swojej wdowiej emeryturki. Wysoki Sądzie, ja już dłużej nie wytrzymam z moją... ! Proszę, proszę... 
--------------------------------------------------------------------------------

PRZYCHODZĘ TU





Przychodzę tu, jak za dziecięcych lat,
gdzie zalegają skarby skrywane
w jednej z drewnianych starych chat
drogie, jak dzieci, sercem malowane

Patrzą ze ścian  serdecznie i cicho
zaprasza dom stary skrzypieniem do środka
jakby zamieszkał skrzat mały,  czy licho
może siedzibę ma tutaj duch przodka

Przekraczam z ganku próg drewnianej izby
gdzie mysz się kryje i okna lśnią tęczą  
wchodzę w zaklęty, baśniowy, tajemniczy
świat, omotana jakby w sieć pajęczą

LIMERYKI



Pewien burmistrz w pięknym mieście - Zawiedzie
przyrzekł mieszkańcom, że ich nie zawiedzie
"kochani moi, daję wam swe słowo
będzie pięknie, ręczę za to swoją głową,
nawet, gdy przyjdzie nam żyć razem w biedzie".

----------------------------------------------


Raz mieszkańcy miasta Zawiedzia
postanowili, że w post każdy zje śledzia,
gdy się owe ryby pojawiły w beczkach
zmienili zdanie, że wolą ciasteczka
lecz pan sprzedawca nic im nie powiedział.

---------------------------------------------

Przyjechał turysta do miasta Zawiedzia
że się Zawiedzie odmienia nic o tym nie wiedział,
przypadki sprawiły swoje przypadkiem,
że się mieszkańcy uśmiechali ukradkiem,
więc zerknął do słownika i dobrze powiedział.

----------------------------------------------

Raz pan leśniczy  uroczego Zawiedzia
chwalił się, że spotkał na swej drodze niedżwiedzia,
" miś zbladł i w nogi uciekł w drugą stronę"
i dalej by tak opowiadał rzeczy niestworzone
gdyby ktoś chwalipięcie prawdy nie powiedział.

-----------------------------------------------

Pewien filozof z miasta Zawiedzia
zrobił na rynku wykład o śledziach,
że po japońsku z cebulką najlepsze
i przypływają do nas posolone w beczce
każdy podumał " powiedział co wiedział".

CORAZ LEPIEJ



Coraz "lepiej", coraz "lepiej" żyje się w tym naszym kraju
biedny dalej biedę klepie, a bogaty ma jak w raju.

Coraz śmielej, coraz śmielej  rząd w obłudę się ubiera
obiecuje mało-wiele i perfidnie nas nabiera.

Coraz drożej, co raz drożej, nam zaciskać każe pasa
że też nie ma kary bożej, gdy się tylko liczy kasa.

Coraz trudniej, coraz trudniej z arogancją władzy żyć nam
gdy na Wiejskiej co raz brudniej i przybywa ciemnych plam tam.

Coraz gorzej, coraz gorzej, byle zdążyć jak najprędzej
każdy niech dla siebie orze, nabrać kasy jak najwięcej.

Czy nas macie za idiotów? chcecie rządzić bydłem stadnym?
czy w uległych wam robotów, nas zamienić nieporadnych?

Autorytet macie nisko, w grubą skórę obleczeni
straciliście ponad wszystko, to co się najwięcej ceni.

Zaufanie, już nie kupi żaden z was, gdy nas poprosi 
naród nie jest taki głupi, kiedy waszą zdradę znosi.

Zawiedliście nas niestety, tego nie da się zapomnieć
w głosie biednych i poety przyjdzie czas, by się upomnieć.

JAK NA SZACHOWEJ TABLICY







Jak na szachowej tablicy, w równym sobie rzędzie
twarzą w twarz milcząco, jak śmierć z białą maską
stoją niemo mundury, czapki, buty wszędzie
jeszcze trzymają się prosto, mocno, z bożą łaską.

Karabiny zwisają im z wojskowych rękawów
buty lśnią jeszcze ślicznie, a oni spokojnie
czekają posłusznie na wydanie rozkazów
manekiny, by ruszyć ku śmierci na wojnie.

Automaty sterowane rękami swych władców,
gdzie wojna jest dla nich jedynie zabawką
idą bezwolne, posłuszne woli swych oprawców
na śmierć za tych, którym nawet nie odbiją się czkawką.

Nie dopuszczone do głosu śpią mózgi i serca
czekają automaty, by wykonać rozkaz 
bezwolne, bo sumienie w duszę się nie wkręca
idą na śmierć bezmyślnie, tyranom na pokaz.

Za chwilę ciasno się zetrą ze sobą mundury
śliczne buty ugrzęzną w wydeptanym błocie
karabiny wyplują ogień ze swej rury
 niejeden też mundur zawiśnie na płocie.

Toczą dziurawe hełmy, widać trupie maski
rzeź się zacznie i krew szeroko rozleje
rozlegną się dzikie konających wrzaski.
Cel uświęca środki, reszta nie istnieje!


Czy prawdą, że w Wigilię wstrzymano natarcie
kiedy nawet zwierzęta mówią ludzkim głosem
padli w objęcia żołnierze wrogich armii zwarcie
zatrzymała się ręka przed śmiertelnym ciosem.

Krew do mózgów wpłynęła , serca  znów zabiły
już nie manekiny, brat na brata patrzy
uczucia  na nowo sumienie zrodziły
już nie będą zabijać, nie chcą dalej walczyć

MIODNY SAD





W rozgrzanym powietrzu zapachniało winem w lipcowe południe
bombardują jabłka trawę, zalegają w sadzie, jak wzorzysty dywan, cudnie
zapachniało pięknie w owocowym sadzie miodnym aromatem
połączyły się wonności w tej przyjaźni, jak brat z kochającym bratem.

I nalewkę z aromatów tych stworzyły, co słodyczą zimą służy
by niejedną słabą głowę, co się kiwa w różne strony, odurzyć.

NADZIEJA


Jeśli  w życiu już nic nie cieszy, a wszystko doskwiera
w nic  nie wierzysz, jedną masz chęć, uciec od ludzi
 chwyć się nadziei jak deski ratunku, co nigdy nie umiera
z nią się lepszym obudzisz

Gdy los bez litości  smaga, daleko od bliskich zabiera
życie wygnańca karze wieść, nałożyć worek pokutny
chwyć się nadziei, jak deski ratunku, co nigdy nie umiera
może zmienić twój los okrutny.

Gdy czujesz się sam, myślisz, nikt cię już więcej nie wspiera
bieg  życia przecina przeszkoda, której nie pokonasz
chwyć się nadziei, jak deski ratunku, co nigdy nie umiera
 wtedy zobaczysz, jak wiele dokonasz.
 

Gdy czujesz, świat się sprzysiągł i ból drzazgą uwiera
 myślisz, wszystko kochane odeszło na zawsze, nie wróci,
chwyć się nadziei, jak deski ratunku, co nigdy nie umiera
dojdziesz do wniosku, nie warto się smucić.
 

Ona nie matką głupich, matką mądrych, do wszystkich dociera
nie odrzucaj, będzie na złe i dobre przyjacielem,
żyj w zgodzie, nie zawiedzie, ona nigdy nie umiera,
na pewno w życiu osiągniesz wiele.

NIE JESTEŚ PANEM SWEGO LOSU



Człowiek uczy się całe życie i tak głupi umiera,
powiedzenie nie jest  pozbawione racji,
choć  z biegiem  lat swoich  doświadczenia nabierasz,
nie ustrzeżesz się życiowych komplikacji.

Doświadczenia nas uczą  jak żyć, radzić sobie,
mądrzejemy, jak lis uprzedzamy wpadki i wypadki,
 przyjdzie moment, gdy w życiu świat zawali się tobie,
najmądrzejszy nie potrafi rozwiązać wtedy tej zagadki.

Nie przewidzisz, ile stresów swym zdrowiem  okupisz
w pogoni za wszystkim zaplączesz, jak w matni,
gdy dobiegniesz do mety, stwierdzisz, żeś znów głupi,
przegapiłeś, minęli cię, przybiegłeś ostatni.

Nie ma recepty na szczęście, sukces, powodzenie,
życie  raz traktuje serio, a drugich - nabiera,
zaskoczy złym, innym przyniesie ostrzeżenie,
jak nie przyznać racji, w końcu się głupim umiera.

Życie  nie słucha, jest wolne, nie da się przekupić,
nie myśmy mu panem i chcieli nim rządzić,
więc pogódźmy się,  choć mądrzy i tak umrzemy głupi,
choć chcielibyśmy inaczej, przyjdzie w życiu pobłądzić.

To nie pozbawione sensu, nie wdawajmy się w spory,
nie jesteśmy panami losu, dobrze o tym wiemy,
życie cały czas  udowadnia, nami rządzi i uczy pokory
my choć mądrzy i tak w końcu głupi niestety umrzemy.

NIE TAK BYĆ MIAŁO



Nie tak, nie tak, nie tak być miało,
gdy twe spojrzenie mnie rozgrzewało,
i każdy nerw drgał w rozpalonym ciele,
a usta chciały powiedzieć za wiele.

Nie tak być miało,
gdy twoje oczy mówiły za mało,
a ręce chłodne w dotyku mroziły,
i umierałam z rozpaczy, bez siły.

Nie tak  być miało,
gdy dotykałam z zachwytem twe ciało,
lecz ono grało orkiestrą fałszywie
na me wołanie wysłane żarliwie.

Nie tak być miało,
kiedy w ekstazie me ciało omdlało,
stopić pragnęło lód twojego wzroku
co mroził bezduszną karą wyroku.

Nie tak być miało,
gdy twoje serce już ogrzać nie chciało,
moje, co jeszcze  wciąż bije dla ciebie
czy nie żyjemy już więcej dla siebie?

Nie tak być miało,
co z uczuciami naszymi się stało,
że nasze drogi już  dziś się rozchodzą
a żadne siły  tych spraw nie pogodzą?

Nie tak być miało,
już zbladło wszystko, choć kiedyś  zawrzało,
już ostudziło się nasze uczucie
to co zostało, to raczej współczucie.

Nie tak być miało,
w pewnym momencie coś źle zagrało,
coś już wygasło, coś się wypaliło,
nic nie zostało, wszystko już było.

Nie tak być miało,
coś zapłonęło, powoli spalało,
nie spostrzegliśmy kiedy dogasło,
w agonii ostatnią  już iskrą trzasło.

STARY ROK






Brodaty starzec zamyślił się smutno
czas już by odejść i zrobić ten krok
więc spojrzał za siebie i rzekł "no trudno"
starł ręką  łzy z oczu , oddalił się w mrok.

Kawał czasu spędził na tej wielkiej ziemi
dużo widział  tego, co  dobre i złe
tych co nie doczekali i  co spełnieni
gdy ich marzenia realizowały się.


Pewnie chciał lepiej, nie wszystko udało
wie, ludzie będą narzekać na niego,
 problemów za dużo, radości za mało,
tylko czy potrafi wytłumaczyć dlaczego?

Nadzieja, młodzi i  piękni rodacy
musieli opuszczać swe rodzinne gniazda,
 emigrować na saksy, poszukiwać pracy
czekać, czy przyświeci im szczęśliwsza gwiazda.

Rodziny  rozdzielają, wzrasta bezrobocie,
sprawiedliwość  całkiem gdzieś się  pogubiła
stanęła na rozdrożu  w dużym  kłopocie,
gdy korupcja godzilla  drogę zagrodziła

Bieda w różnych kątach nieustannie piszczy,
panowie przeliczają na swych euro- kontach,
degrengolada psychiczna rozkłada i niszczy,
giną  dzieci, cywile, żołnierze na frontach.

Dlaczego zło tak silne, a dobro tak słabe,
że mu tak ciężko się przebić, zwyciężyć,
czas by już wzięło w swoje ręce sprawę,
i naprawiło to co ludzkość męczy.

 W grudniową  ciemność o północy  wymknął,
uznał, że  stary, zmęczony nie zmieni,
 jego czas się właśnie już na zawsze zamknął,
 rozpocznie się rok nowy i lepszy na ziemi.

Nowy Rok w dzień mglisty schodzi więc do świata
i ze sobą niesie wiadomość dla ludzi,
że może zmieni na lepsze już  następne lata,
kolejną  w ludziach  nadzieję obudzi.

JAK FALE NA MORZU




Przychodzimy, odchodzimy jak na morzu fale
odpływamy za horyzont, nie wracamy wcale.

Fale biją wciąż o brzegi, szumią nostalgicznie
wciąż kruszymy skały życia, uparcie i wiecznie.

Posuwamy się do przodu i cofamy w ciszy
na wzburzonej fali życia, co po drodze niszczy.

Czasem sztormy nas poniosą, oddajemy życie
lub leniwie po cichutku odpływamy skrycie.

Stoję na wysokiej skarpie mej nadziei lądem
leccie ptaki, by powiedzieć, co za horyzontem?
 
Posłuchały, poleciały lotem bardzo śmigłym
lecz na próżno tam czekałam, nie wróciły nigdy.

Tak tu stoję i tak czekam, bo nie mam wyboru
chyba jednak postanowię, sama się wybiorę.

Lecz gdy pójdę, to nie mogę zapewnić, że wrócę
chociaż tego nie chcę wcale, wiem że was zasmucę.

Gdy od morza, horyzontu ptaki nie wróciły
to i ja też nie powrócę, zabraknie mi siły.

Cóż, zostaje mi nadzieja, wachlarz wyobraźni
że czas płynie tam spokojnie i z każdym w przyjaźni.
    
     xxxxxxxxxxx

Powiem sobie, tu nad morzem, nie martw się dziewczyno
zamiast pisać tak smutnawo, wypij dobre wino.

Popatrz lepiej na to słońce, co tak cudnie świeci
ciesz się każdą chwilą życia, gdy tak szybko leci.

Kochaj, dawaj, spełniaj jawnie o czym marzysz skrycie
jesteś wszak wybrańcem losu, bo dostałaś życie.

Zycie, choćbyś uwierało, jesteś najpiękniejsze
na twą cześć niejeden piewca składa hymny- wiersze.

Jesteś jedno i jedyne i niepowtarzalne
więc podziwiam, bo w przyrodzie wszystko niebanalne.

Tak bez końca pisać można, gdyż to temat" morze".
Ufnie idę więc przez życie, o mój dobry Boże.
 

ZAJĄC I NIEDŻWIEDŻ


Spotkał raz  zając niedźwiedzia, tak rzecze do niego:
widziałem  dziś w lesie ze strzelbą pana leśniczego
szykuje na nas, jak czuję, wielkie polowanie
uciekaj w las, ja ukryję się w tej gęstej  polanie.

Niedźwiedź na to: jestem duży i silny, a więc się nie boję
groźnie zaryczę, łapą trzepnę, zaraz go przegonię,
wszak wtargnął w me królestwo, las, którego wielbię.
Zapomniał niedźwiedź o tym, że leśniczy ma strzelbę:

Jak chcesz zającu, uciekaj, ale jesteś tchórzem,
z takim nastawieniem do życia nie pożyjesz dłużej,
czy prędzej, czy później i tak cię dopadną,
ja przynajmniej gdy zginę, umrę śmiercią ładną.

Zając na to: jedno życie tylko ma z nas przecież każdy,
nie lekceważ je, postępujesz jak głupi, wcale nie odważny
,
 taka śmierć bezsensowna, niczemu nie służy,
lepiej szczęśliwym  być, pożytecznie jednak pożyć dłużej.

Pomyślał niedźwiedź, podrapał po łbie łapą burą:
nie chcę jednak pozostać  na ścianie zawieszoną skórą,
ani tylko kawałkiem mięsa na  ludzkim talerzu, 

leśniczego, co podstępnie ze strzelbą tutaj do mnie mierzy.

Zającu, niech twój rozsądek mnie chroni dopóki żyję,
już nie czekam, prędko wnet do lasu się skryję,
mam szansę na przeżycie, ty więc też nie zwlekaj,
do zobaczenia przyjacielu, dziękuję, szybko uciekaj.

Wałęsa się leśniczy ze strzelbą po głębokim lesie,
a huk częstych wystrzałów w dali echo niesie,
lecz  dziś z całego serca życzę leśniczemu,
by dał spokój, szczególnie niedźwiedziowi buremu.

Jeśli moje prośby do niego spłyną nadaremno,
jak mi Bóg miły, że będzie mieć do czynienia ze mną,
co smaga słowami, jak pocisk, gdy taka potrzeba,
o pomstę za grzechy leśniczego, co wołają do nieba.

Zwierzęta, panie leśniczy, tak jak człowiek czują, 

boją się, kochają, cierpią, opiekują,
i w tym co powiem panu, nie jesteśmy pierwsi,
że  to są nasi bliscy, nasi bracia mniejsi.

Dobrze jest o tym jednak na zawsze pamiętać, 

oprócz ludzi, do życia mają prawo zwierzęta,
niech  nie zapomina o tym  także pan leśniczy: 

życie braci mniejszych tak samo, jak ludzkie się liczy!

 

GORĄCO I CUDNIE



W lipcowy żar południa, wśród łanów złocistych,
gdzie powietrze czerwienią fal jest rozedrgane,
na wzgórzu, konno, wyżej puszcz lesistych,
czeka na Zbyszka z Bogdańca serce zakochane.



Jadą Zbyszko i Maćko bitwą utrudzeni,
patrzą za Bogdańcem, swoimi stronami,
prowadzą swe konie bardzo już stęsknieni,
hej, będą opowiadać o walkach z Krzyżakami.

Jagienka dziarska, jak blacha pancerza,
 poluje, kocha i na koniu jeździ,
czeka na powrót swojego rycerza,
co życia pod sztandarem nie bał się poświęcić.

Ręką osłania oczy, powietrze rozgrzane 
 czerwonością,, niczym żar kutego żelaza,
płyną leniwie rzeki szeroko rozlane,
serce szybko bije i mocno rozmarza.

Już widzi dwie postaci, choć pali gorąco,
za chwilę  usłyszy ich znajome głosy,
radości, krzyków i śmiechu nie będzie końca,
 w pokłonie pochylają się dojrzałe kłosy.

Ta chwila wciąż stoi przed moimi oczami,
najpiękniejsza chwila, w lipcowe południe,
radosne powitanie, co jest wciąż przed nami
zakochanych, co  gorąco kochają i cudnie 
 

LETNIA BURZA







Z ganku, gdzie drewniany stół i prosta ława cicho gości prosi
widzę, siecze białą ścianą ulewa lipcowego południa
grzmi ponure niebo i błyskami rozgrzanymi grozi
 ziemia chciwie pije wodę , jak wyschnięta studnia.

Toczą  grzmoty, stalowe wozy po kamiennym bruku
lecą po niebie rozszalałe ogniste pioruny
 grożą, aż przycichły wystraszone ptaki  pośród huku
szaleje rozgniewane niebo, czerwone  od łuny

Rozpięte nade mną wielkie skrzydła Archanioła Stróża
blaszany dach ganku, skąd woda dudni, jak bębny w orkiestrze
sprawia, że bezpiecznie, sucho , lekko w lekturze się nurzam
tylko chiński dzwonek, jak dziecko kwili cicho na wietrze.

Osłaniają palczaste liście winorośli ,jak ręce Anioła
przed preludium piekła, gdzie nie ma już żadnej litości
siedzę, jak widz, chłonę sztukę, co chce mnie przywołać
do rozsądku, bo daleko mi jeszcze do przyzwoitości.

Przeszło,  miłosierne niebo dało grzechów odpuszczenie
zatrzymały na liściach perły, krople wody zmęczone
słychać w sadzie  spadających owoców bębnienie
cisza, bez oklasków, przedstawienie  już jest zakończone.
 

PUSTE GNIAZDO



Stary bez co dożył już sędziwych lat,
skrywa tajemnice jak kapłan spowiednik,
w swych wspomnieniach pamięta niejedną z dat
i różnych wydarzeń do nich odpowiednich.

Skręcony w konwulsjach, niczym boa wąż,
o strukturze kory, co zachwyci Van Gogha,
niejedną tajemnicę grzechu skrywa wciąż,
co odpuścić może tylko wola Boga.

Splątany zwieszonymi linami winorośli,
jak baldachim osłaniał przed widownią poemat,
rozegrał się nocą  wśród wonnych zarośli,
co stworzyła iście szekspirowski schemat.

W głębokiej dziupli niczym w matki łonie
dał stary bez bezpieczne schronienie
z całego serca szczerze zadbał o nie,
bo wierzył, że będzie to dobre wspomnienie.

Matka czekała cierpliwie na potomstwo swoje,
partner otaczał ją troskliwą opieką
śpiewał, aż urodziło się im dzieci troje,
nawet stary bez miał łzy szczęścia pod powieką.

Kiedy pod bzem przystanęłam niechcący,
serce  radością niespodziankę witało,
bo słyszałam piskliwe głosy wołających
dzieci, co dopiero do życia się rwały.

A dzisiaj tam cisza trumienna zamarła,
matka niestety ich nie nakarmiła,
zabójca kot czekał nim do nich dotarła,
do gniazda, do dzieci więcej nie wróciła.

Wołały głośno, krzyk się coraz wzmagał,
bez stary zbrodni  był świadkiem niechcący,
 jednak zdrętwiały nie umiał pomagać,
patrzył i słuchał grobowo milczący.

Gniazdo bez matki, jak wyrzut sumienia,
zbrodniarz bez kary pozostanie w tej sprawie
i tylko martwa cisza opuszczenia.
Winien tej zbrodni nie zasiądzie na ławie.

PODSUMOWANIE




Odchodzimy stąd wszyscy, bogaci i biedni, bez  wyjątku.
Zostawiamy wszystko po tej stronie w porządku i nieporządku.
Klepsydry biją po oczach, czytaj i uświadom to sobie głupcze,
swojego nazwiska nie przeczytasz, przeczytają  je za to już inni, pojutrze.

Jeszcze na znak bogactwa rodzina  wystawi ci pomnik, cóż  z tego pałacu?
lżej  nie będzie, staniesz niemy, goły, bosy, jak cię Bóg stworzył bogaczu,
oddasz wszystkie dobre i złe uczynki,  to twój cały będzie majątek,
nie wywiniesz się i wykupisz, nie wytargujesz ani minuty, nie licz na wyjątek.

Najwyższa Izba Kontroli rozliczy , biedny bogaczu, obok staną bogaci i biedni,
zanim zapalą ci świeczkę, nim będzie za późno, zrób  życia bilans średni,
podlicz plusy, minusy, zanim przeniesiesz saldo  na drugą stronę i opadnie  ręka,   
może być ujemne, szala na korzyść innych, ciebie nie czeka nagroda, lecz męka

Więc oglądnij za siebie, bo nie wiemy komu pierwszemu z nas zapalą świeczkę,
spiesz się czas stracony nadrobić, idziemy w jedną stronę, nie licz na ucieczkę,
 spójrz, nasi już odeszli, zostawili po sobie jakąkolwiek pamięć albo zapomnienie,   
 teraz  nasza kolej, masz jeszcze szansę, by nie zapomniało o nas  pokolenie.

POGODZONE



Zwisające w męczeńskim rytuale główkami w dół
pęki zeschnięte, obojętne, poddane losowi
sypią deszczem czarnych ziarenek,
to następni potomkowie
pokrywają czarny blat stołu na drewnianym ganku.

Przyglądają się niemo granatowe kiście winogron
ich wężowe gałęzie czepliwie chwytają się belek
jak ostatniej deski ratunku, aby nie odpaść
rozpostarte liście dają cień, same mdleją z upału.

Słoneczniki pogodzone z losem przygarbiły się patrząc w trawę
jeszcze trochę, jeszcze trochę pożyjemy  
i dźwigniemy głowy do Słońca
dostojnie z wyżyn uśmiechają się do swawolnych nasturcji
cieszcie się chwilą przyjaciółki

Maliny nabrzmiewają czerwienią, kuszą i zapraszają do stołu
Nie oprze się im nikt, to ostatnie tchnienie lata
Coś się kończy, ale i coś zaczyna
 wszystko trwa. Nie będzie końca świata.

Brzemienne dynie i ich kuzynki czekają tylko na
cesarski poród
proste malwy bez pretensji malują się na biało
jak dziewice
jeszcze czekają na wybranka, jeszcze mają nadzieję
póki nie ubiorą ich w zimowe futra.

Przybyło więcej fioletu, zieleń spoważniała i dojrzała
pobladły żółcienie jakby zlękły się chłodu
powagę chwili zakłóca skrzek panoszących się srok
tylko one nie są tu pożądane

Niby od niechcenia przeleciał lekko motyl
białą kreską napisał coś w powietrzu
może szepnął kwiatom  wiadomość, że to już koniec lata
a może zapytał o gościnę przed chłodem.

Wszystko trwa, jakby dojrzało w swoich przemyśleniach
uspokojone, pogodzone, bez smutku i radości
brzydkie, ładne, dobre i niedobre 
czeka, czeka, na spełnienie przeznaczenia

Dzięki ci za twą delikatność, już nie palisz, ale ogrzewasz
Jaśnieją radośnie w barwach miejsca, które dotykasz ciepłem
Chce się żyć! Zanim cień i chłód zamalują na szaro
Chce się żyć zanim kwiaty utracą słoneczne tchnienie.

NIE USZCZĘŚLIWIAJ NA SIŁĘ






Nie uszczęśliwiaj- na siłę, gdy ktoś o to nie prosi,
nie wyręczaj
zostaw prawo do decyzji, którą każdy w sobie nosi,
nie zadręczaj

Nie pchaj się "butami" w czyjeś życie, bądź dyskretna,
zwlekaj
by twa rada i pomoc była bez przesady i konkretna,
poczekaj

Trzeba mieć cholernie dużo taktu, wrażliwości i wyczucie,
mówiąc prosto
aby więcej szkody niż dobrego komuś z twych uczynków życie
nie przyniosło

Pomóc, sztuką jest, gdy potrzeba, w swoich przedsięwzięciach,
nie nachalnie
niż narzucać siłą swojej woli  w pseudodobrych chęciach,
niemoralnie

Fakt ten z obserwacji życia znam niestety, dość dokładnie
i doradzam
pomóc, ale, gdy ktoś tej pomocy chce naprawdę, to jest  ładnie,
też się zgadzam

Tak się składa, że osoba co tak bardzo chce na siłę mi pomagać,
natrętnie
sama, choć nie zdaje sobie z tego sprawy tej pomocy wymaga,
konkretnie

Bo się tak znerwicowana bardzo stała z tej prostej przyczyny,
niestety
że za skutki swoich działań doszukuje się u innych winy,
nie zalety

Wtedy w złości bierze odwet na ofiarach, Bogu ducha winnych, rani,
niczym w burzy
więc już wszyscy uciekają przed pomocą owej pseudodobrej pani,
aż się kurzy

"dobrej" pani, dla jej dobra zaś dyskretnie radzę, aby egoistką była
także
z tym "uszczęśliwianiem", dla swojego psychicznego zdrowia, odpuściła,
na zawsze